Poprzez krew moją
II
Na korytarzu było gwarno i głośno. Śmiechy chłopaków, piski podszczypywanych dziewczyn, rozmowy, sprowadzające się do prób przekrzyczenia wszechobecnego hałasu – to wszystko mieszało się w ogłuszającą kakofonię dźwięków.
Kaśka siedziała pod ścianą z podręcznikiem do biologii w dłoniach. Od niechcenia przewracała kartki, udając, że nie widzi stojącego nieopodal Tomka, rzucającego jej ukradkowe spojrzenia. Ten chłopiec strasznie ją irytował. Miała nadzieję, że od tego gapienia się w końcu oślepnie. Odetchnęła z ulgą, kiedy przy stalowych drzwiach, dzielących budynek na gimnazjum i liceum, pojawiło się dwóch osiłków z ogólniaka. Tomek natychmiast wziął nogi za pas. Uwolniona od jego napastliwego wzroku, Kaśka zamknęła książkę, wstała i ruszyła w kierunku schodów prowadzących na piętro.
Gdyby mogła cofnąć czas choćby o kilka sekund, zrobiłaby to bez wahania. Posiedziałaby wtedy jeszcze chwilę i nic by się nie wydarzyło. Niestety, tak potężne zdolności były domeną jedynie herosów z filmów i książek fantastycznych.
W sumie, to wina leżała po stronie Bartka. To on, zagadany z dwoma kumplami, wpakował się prosto na nią. Odbiła się od niego jak bokser od lin okalających ring i stanęła kompletnie osłupiała, patrząc na chłopaka z mieszanką zachwytu i zaskoczenia w oczach.
Bartek odwzajemnił spojrzenie. Kaśka widziała, jak lustruje ją uważnie, począwszy od stóp obutych w czarne baletki, poprzez korpus okryty fioletową sukienką z gorsecikiem, na twarzy skończywszy. Poczuła się strasznie nieswojo. Jak klacz, którą ktoś dokładnie ogląda, by stwierdzić, czy warta jest żądanych za nią pieniędzy. Do głowy dziewczyny wkradła się głupia myśl – że Bartek zaraz zajrzy jej w zęby.
Wrzaski i śmiechy nagle ucichły. Kaśka oblała się rumieńcem, co z pewnością nie uszło uwadze gapiów, otaczających ich teraz gęsto, jakby przed chwilą doszło tutaj do wypadku samochodowego. Bartek nachylił się nieco i półgłosem, ale tak, by zgromadzeni też to słyszeli, wypalił:
- Laura mi powiedziała, że kupiłaś od niej moje zdjęcie i robisz sobie przy nim palcówkę.
Pod Kaśką ugięły się nogi. Jej buzia nabrała kolorów dojrzałej czereśni. Łzy popłynęły z oczu wartkim strumieniem. W tym momencie marzyła tylko o dwóch rzeczach – żeby zapaść się nagle pod ziemię, albo spłonąć ze wstydu. Eksplozja szyderczego śmiechu poraziła dziewczynę jak piorun. Z odrętwienia wyrwało ją silne uderzenie w bark. To Pamela, szkolna piękność, postanowiła dołożyć coś od siebie. Ujęła Bartka pod rękę i pociągnęła za sobą, na odchodne racząc Kaśkę pełnym pogardy spojrzeniem.
Tłumek rozproszył się, jednak do uszu Kasi wciąż dochodziły przytłumione szepty, w których wymieniano jej imię. Niespodziewanie ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się na pięcie, gotowa wyszarpać za kudły każdego, kto postanowi jeszcze raz z niej zadrwić. Zobaczyła nieco zakłopotanego Tomka.
- Mo… gę ci ja… koś pomóc? - spytał z wahaniem w głosie.
- Spierdalaj – syknęła, po czym uciekła do klasy.
III
Siedziały na sofie. Dagmara tuliła płaczącą Kaśkę do piersi jak matka, próbująca uspokoić przestraszone dziecko. Jej przyjaciółką wstrząsały drgawki, gwałtowne i silne, jak przy febrze.
- Jak on mógł mnie tak potraktować? – chlipała Kasia, wpijając się dłońmi w oparcie.
- Mówiłam ci, że to kupę chama – stwierdziła Dagmara. – Nie jest ciebie wart i tyle. Niech dalej ugania się za tępymi plastikami w stylu Pameli. Ty wiesz, co o niej mówią? Że jakby jej zrobili trepanację czaszki, to w środku zamiast mózgu, znaleźliby siano.