"Po stronie cienia" ( IX)
- Rycząca Czterdziestko… to wspaniałe uczucie, stać się wreszcie kobietą pełną niekłamanej burzy namiętności, i wolności?
- Co?!... Cha cha!...
- Jest takie miejsce na ziemi, gdzie ryczą czterdziestki – zacząłem spokojnie, z lekkim uśmiechem. - To pas wód oceanicznych, między innymi leżący na północ od przylądka Horn. Zaś nazwa pochodzi od 40 stopnia szerokości geograficznej. Silnie tam wieje, dlatego i wielkie sztormy się tam przetaczają. Ot, wielkie wyzwanie dla żeglarzy. Niebezpiecznie, ale i ogromna chęć sprawdzenia się, przeżycia przygody. Tak sobie pomyślałem, Izuniu, patrząc na ciebie, że dopiero teraz, gdy ukończyłaś czterdzieści lat, możesz brać za łeb każdego chłopa, który pragnie się sprawdzić w twojej sztormowej, i wielkiej namiętności. Ofiarujesz mężczyźnie burzę seksu, nie bacząc na jego wyobrażenie o swych żeglarskich umiejętnościach. Ty, bez marynarza, będziesz tylko ogromną falą i świszczącym wichrem. Dopiero w zetknięciu się z łupiną śmiałka, pragnącego cię zdobyć, zasłużysz na imię Ryczącej Czterdziestki. Mąż niech zna twoje nowe imię, i niech się stara, by sztormowa fala nie zmyła go z pokładu.
Towarzystwo się roześmiało. Jakby nie na stypie. Ale, przecież, dopiero samotność, i milczenie, przyduszą mi pierś.
- Dobrze to wyłuszczyłeś – ucieszył się Janusz, kuzyn z Suchedniowa. Jego okrągła twarz błyszczała, a jej pełnię podkreślały otwarte usta pobłyskujące srebrnym zębem; śmiała się mu też, w świetle lampy, przednia łysina na głowie. – Iza, to diabeł. Ciągle jest rozbawiona, i w sprawach seksu pewnie ma dużo do powiedzenia.
- Dobra, dobra! Minie czterdzieści lat, i co potem? – mąż jubilatki znowu się ucieszył.
- Potem będą wyjące pięćdziesiątki – wytrącałem mu z ręki tę ucieszną pewność szybkiego przemijania namiętności. – Właśnie te najsilniej wieją. A to dlatego, że już nie mają żadnych oporów.
… Lubiłem nadawać nowe imiona ludziom i zwierzętom, a przecież kundlowi z mojego osiedla nigdy nie nadałem imienia. Być może dlatego, że był zbyt do mnie podobny.
4.
Po śmierci ojca, z Alą i Dzidzią, dwiema siostrami, zaczęliśmy pełnić dobowe dyżury przy mamie. Demencja, i niesprawność ruchowa. Większość czasu spała w łóżku lub drzemała w fotelu. Czasami się ożywiała, i trochę rozmawialiśmy.
Przechadzałem się po mieszkaniu, lub wpatrywałem w telewizor.
Straciłem ochotę na przeglądanie zdjęć, otwieranie szaf, zaglądanie we wszystkie kąty. Przechadzałem się po mieszkaniu, czasami wyglądałem przez okno patrząc na Rondo lub hotel Katowice, bądź gapiłem się w telewizor.
Czułem w mieszkaniu ciurkiem upływający czas.
Tam, na zewnątrz, za oknem, czas się zatrzymał. Schował się w napowietrznych pokojach; nikt o nim nie myślał; był niewidoczny.
W nocy próbowałem zasnąć, ale był to sen czujny. Czasami śniłem; dziwne to były sny.