"Po stronie cienia" ( IX)
Ostatnio śniła mi się moja babcia, tu kiedyś mieszkająca. Teraz, w moim śnie była w szpitalu:
„Szpital był duży, był fabryką z moich majaków, lecz szedłem pewnie jakbym tam się urodził; nie zastanawiałem się gdzie jestem i czy wiem dokąd zmierzam. To byłoby dziwne pytać, gdy zna się drogę.
Musiałem z kimś iść, bo czułem czyjąś obecność, i chyba z kimś rozmawiałem. Ta świadomość była piękna i straszna.
… Duże gmachy. Odsłonięte dla jakichś celów pokoje lub pozamykane na cztery spusty. I wszędzie schody i korytarze. Przechodziłem z podwórza na podwórze, wychodziłem z bloku i przed sobą miałem przestrzeń ołowianą, zamkniętą wczesnym rankiem lub zmierzchem, wciąż tak samo siną, a tam gdzie spojrzałem stała fabryka, baraki, oświetlone nagle i tylko na chwilę reflektorami przez czuwających strażników, i wszędzie ja, moje poczucie osamotnienia, i ten przymus odszukania właściwego pokoju, miejsca czekającego na mnie.
Nie wiedziałem, że wciąż śniłem. Zjawię się nieoczekiwanie pod drzwiami, popchnę je i stanę na środku sali, przy łóżku. Tak przychodziłem do swojej babki, która chorowała, lecz nie umarła. Bo czekała na mnie. Nie mogłem tylko poradzić sobie ze szczurami wciąż wędrującymi spod jej łóżka do moich nóg. Teraz wydaje mi się, że był to jeden biały szczur, a może tylko duża mysz? Ta mysz czegoś od e mnie chciała, lecz gdy się nachylałem, by ją wziąć na ręce, uciekała. Babka milczała. Jakby znała tę grę.
Musiałem tak wiele razy przychodzić, i wracać, i znowu przychodzić. Któregoś dnia zastałem salę pustą. Tylko ta wielka biała mysz stała i wystraszona patrzyła na mnie. Schyliłem się i dostrzegłem, że mysz nie ma sierści, jej skóra była różowa, wiotka i goła, a pyszczek wydłużył się jej ze strachu. Sparaliżowana nie mogła się ruszyć widząc jak schylałem się po nią z wyciągniętą ręką. Wówczas weszła babka, i powiedziała, że już mogę się położyć, i że teraz to już moje łóżko.”
Mocno zapamiętałem ten sen. Jak i drugi. Mniej dziwny… Może bardziej przygnębiający. Może w tym śnie byłem tylko skromnym urzędnikiem na usługach Wielkiego Mocodawcy? Któremu zdarzyło się zamyślenie:
„…Uświadomiłem sobie, że światło w prosektorium jest blade, i niczego nie ożywia. Światło ma ogromne znaczenie. Jego barwa ma wpływ na to jak postrzegamy, rzec można, drobiazgi, lecz bez ich właściwego widzenia cały sens pracy może lec w gruzach.
Przez blade światło moje samopoczucie było mocno nadszarpnięte, ogarniało mnie znużenie, brakowało mi ochoty do twórczej pracy.
Te myśli wybiły mnie z rutynowych czynności. Odszedłem od stołu i rozejrzałem się uważnie. Tak… muszę wpłynąć na zmiany w moim otoczeniu. Jeśli mój Szef chce bym pracował wydajniej, i przynosił chwałę naszej Instytucji, muszę mieć wpływ na swoje samopoczucie.
Stało się to oczywiste więc zapragnąłem pójść krok dalej i spisać kilka wniosków ze swej obserwacji. Byłoby to dla mnie korzystne, ponieważ On wiedziałby, że traktuję swoją pracę poważnie. A tym samym, że szanuję swego przełożonego.