Pierwsze podejście - Rozdział trzeci.
Minęło zaledwie pięć minut. A po pięciu minutach, kolejne pięć. I tak powoli przesuwa się długa wskazówka o kolejne trzydzieści stopni. Męczę się.
A jakbym pojechała do domu, który jeszcze wczoraj dzieliłam ze swoim mężem? Wzięłabym tylko klucze i wróciłabym tutaj.
Wyciągam telefon z torebki i wybieram numer taryfy.
- Słucham?
- Chciałabym zamówić taksówkę.
- Proszę podać adres.
- Konopnickiej 9. Prosiłabym o pospieszenie się. Jestem przemoknięta i bardzo zmęczona. – w słuchawce rozbrzmiała się piszcząca w uszy cisza. – Proszę pani! – krzyczę, ale cisza ciągle trwa. Spoglądam na komórkę. Rozładowana. Myślałam, że takie coś zdarza się jedynie w głupich cukierkowych filmach, gdzie jakiś przystojniak użycza pięknej kobiecie swojej komórki. Albo w horrorach, gdzie ofiara zawsze w jakimś miejscu jest sama i jak chce zadzwonić po pomoc, to rozładowuje jej się telefon. Ale nie. Takie rzeczy zdarzają się także i mnie. Osobie, której co chwilę życie coraz bardziej się komplikuje.
Nie przejmuję już się coraz bardziej padającym deszczem. Staram się nie myśleć o zimnie jakie mnie otoczyło. Zwijam się w kłębek i schowałam twarz w dłonie. Czekam aż zmruży mnie ciepły, miły sen.
- Co Ty robisz? – Słyszę męski głos. Otwieram oczy w duszy przeklinając osobę, która zbudziła mnie ze snu. To nic, że było mi zimno, kiedy próbowałam zasnąć. To nic, że na tej twardej podłodze wcale nie jest wygodnie. Ale sen nawiedził mnie. Chociaż na krótko.
- Daj mi spać! – Krzyczę.