Piek³o które zamarz³o
Id±c do recepcji, wepchn±³ wczorajszy koszmar w najg³êbsze czelu¶cie swojego umys³u, zamkn±³ go w skrzyni i wrzuci³ do studni zapomnienia.
W recepcji obecny by³ jeszcze wiêkszy ch³ód. Norweg za¶ by³ nieobecny. Przez szklane motelowe drzwi, Adi zobaczy³ ¿e ¶nieg ju¿ nie pada. Bia³a pustynia jednak zosta³a, a szare chmury wisia³y nad ni±. Adrian rzuci³ tylko okiem i poszed³ do Erikowego mieszkania na samej górze.
- Erik? Jeste¶ tam? - Adrian zapuka³. - Ogrzewanie chyba wysiad³o! - Drzwi siê nie otworzy³y a i nikt nie odpowiada³. Adrian wróci³ do swojego pokoju, zastanawiaj±c siê co teraz czyniæ.
Umazany krwi± Erik, drgaj±cy na pod³odze, nie wygl±da³ ju¿ jak demon. Wygl±da³ ¿a³o¶nie.
Nim jeszcze Adrian doszed³ do pokoju, ju¿ wiedzia³ ¿e nie zamierza tu siedzieæ i zamarzaæ. Ju¿ wola³ zamarzaæ id±c do miasta. A skoro przesta³o sypaæ ¶niegiem to mo¿e uda mu siê doj¶æ. Ubra³ siê jak najcieplej, uwa¿aj±c, ¿eby zbyt wiele ubrañ nie ogranicza³o jego ruchów.
- Nie jest tak ¼le - powiedzia³ do siebie gdy wyszed³ na zewn±trz.
Po piêciu minutach mróz przeszed³ przez ka¿de w³ókno jego ubrañ i Adrian ¿a³owa³ wypowiedzianych wcze¶niej s³ów. Maszerowa³ tak piêtna¶cie minut, pó³ godziny, godzinê, a¿ zacz±³ równie¿ ¿a³owaæ, ¿e wyszed³ z motelu, który teraz wydawa³ siê tropikalnym i przytulnym miejscem.
Wiatr, jak na z³o¶æ wia³ mu w twarz, której praktycznie ju¿ nie czu³. Przeklina³ mróz i przeklina³ siebie za to, ¿e wola³ ryzykowaæ ni¿ czekaæ na pomoc, albo chocia¿ a¿ siê w³±czy ogrzewanie.
Straci³ poczucie czasu. Byæ mo¿e przedziera³ siê przez zaspy ju¿ wiele godzin i zbli¿a³ siê zmierzch. A mo¿e po prostu promienie s³oneczne nie przebija³y siê przez szare chmury. A mo¿e nadszed³ koniec ¶wiata i s³oñce ga¶nie, zostawiaj±c ziemiê skut± lodem.
Mo¿e nawet Adrian min±³ ju¿ miasteczko, ukryte pod ¶niegiem?
Nie, w koñcu siê ukaza³o. Wygl±da³o na martwe, opuszczone. Wygl±da³o jak piek³o, które zamarz³o, a wiatr niós³ jêki potêpieñców.
Z odrobin± nadziei w sercu, Adi ruszy³ ¿wawszym krokiem. Od razu siê potkn±³ i run±³ wprost w ¶nieg. Mia³ ju¿ za sob± etap zimna i etap bólu. Teraz by³ tak odmro¿ony, ¿e nie czu³ ju¿ nic. Byæ mo¿e duszê te¿ mia³ odmro¿on±, gdy¿ kompletnie nie wzruszy³ go widok tego, o co siê potkn±³.
Z pod ¶niegu wystawa³o zamarzniête cia³o. Na twarzy mê¿czyzny nie by³o ¿adnego grymasu. ¯adnych oznak, ¿e do ostatniego tchu nie pozwala³ zabraæ Zimie swojego ¿ycia. ¯e chwyta³ siê tego ¿ycia, ³api±c je ³apczywie odmro¿onymi palcami.
Nie. Twarz mia³ spokojn±. Spa³ g³êbokim snem, ¶ni±c o... o czym tylko sobie chce.
Ulicami miasta, przechadza³ siê jedynie wiatr. W ¿adnym budynku nie pali³o siê ¶wiat³o. Miasto by³o puste. Opuszczone. Wymar³e. A Adrian sta³ na jego pustych ulicach, sam, w samej paszczy Wielkiej Zimy.
Wiedzia³ ¿e je¶li nikt mu nie pomo¿e, zginie. Do motelu na pewno ju¿ nie wróci, zw³aszcza ¿e naprawdê robi³o siê ciemno. A mo¿e to nie zmierzch, tylko wilk z nordyckich mitów po¿era w³a¶nie s³oñce?
Jak ju¿ o wilkach mowa, Adrian znieruchomia³ widz±c watahê biegn±c± przez skrzy¿owanie. Przypomnia³o to scenê z "Dwunastu ma³p". Bruce Willis wychodz±cy na powierzchniê, a tam miasto zasypane ¶niegiem i zwierzêta chodz±ce po jego ulicach. W filmie to wirus zabi³ wszystkich ludzi. Tutaj to wygl±da³o, jakby matka natura chcia³a siê pozbyæ ludzi. Za pomoc± mrozu, lodu i ¶niegu.
Wilki pobieg³y w swoj± stronê, a Adrian poszed³ w swoj±. I nie zdziwi³o go to, ¿e sklep by³ zamkniêty. Szczerze mówi±c, mia³ na to wyjebane. Znalaz³ du¿± bry³ê lodu i od³upa³ j± za pomoc± kopniaków. Wzi±³ j± w skostnia³e d³onie i rzuci³ w du¿e okno. Na szkle pojawi³a siê pajêczyna pêkniêæ. Za czwartym razem szyba uleg³a i wpu¶ci³a Adriana wraz ze ¶niegiem i wiatrem.