PERŁY BABCI KLEMENTYNY
W kolejnych dniach izolacja Patryka zaczęła się pogłębiać. Już nie czytał książek, nie grał z siostrą i matką w gry planszowe. Posiłki jadł bardzo szybko i potem zamykał się w łazience albo spędzał czas w ogrodzie. Oczywiście, za każdym razem miał ze sobą perły i przenosił się w miejsca niezwykłe.
Matka załamywała ręce, nie rozumiejąc, co się dzieje z jej synem. Marta doskonale wiedziała w czym rzecz, ale nie miała pojęcia jak rozwiązać problem. Czuła się winna, że zignorowała radę Bonifacego. Powinna była oddać mu perły. Nie przynosiły niczego dobrego. Jej brat, z przyjaznego chłopaka stał się nagle odludkiem, pogrążonym w wirtualnym świecie.
Próbowała nawet odebrać mu naszyjnik. Nocą zeszła do salonu, gdy spał na sofie. Cichutko przeszukiwała mu rzeczy. Ale pereł nie było. Musiał je gdzieś chować.
- Co za miła niespodzianka! - ucieszyła się mama, gdy w progu zobaczyła pana Bonifacego. - Zapraszam pana na obiad.
Bonifacy wszedł grzecznie do kuchni i uśmiechnął się do matki i córki. Zajął miejsce przy stole i dopiero wtedy zauważył, że brakuje jednego z domowników.
- A gdzie pani syn? - zapytał uprzejmie.
Matka głęboko westchnęła.
- Ostatnio stroni od naszego towarzystwa. Albo przesiaduje w łazience, ale w ogrodzie. Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Trochę za wcześnie na nastoletni bunt. Ma dopiero osiem lat... - stwierdziła ze smutkiem.
Oczy Bonifacego zwęziły się czujnie.
- Wydaje się nieobecny? Izoluje się? - zapytał w napięciem w głosie.
Kobieta pokiwała głową.
Do końca obiadu staruszek był dość milczący. Na koniec wizyty kurtuazyjnie ucałował dłoń mamy i poprosił, żeby Marta odprowadziła go do drogi. Dziewczynka ochoczo się zgodziła, bo wiedziała, że musi przedyskutować z nim temat pereł.
- Obawiam się, że moja prośba jest już nieaktualna. Przedmiot, o którym ci mówiłem, trafił w ręce twojego brata. - powiedział Bonifacy, gdy zamknęły się za nimi drzwi frontowe.
Marta wiedziała, że musi przyznać się mu, że to ona znalazła perły.
- Eee, panie Bonifacy... - rzekła niepewnie. - To wszystko przeze mnie. Znalazłam perły za książkami na regale w mojej sypialni. Użyłam ich dwa razy i bardzo mi się spodobało. Dlatego pana okłamałam. Potem znalazł je mój brat... i teraz nie chce ich oddać.
Myślała, że staruszek się rozgniewa, ale on tylko spojrzał na nią smutno.
- Tego się właśnie obawiałem. Perły już nieraz omamiły człowieka. Z waszą babcią było to samo. Powiedziałem wam, że po śmierci waszego dziadka popadła w melancholię. To raczej nie jest dobre sformułowanie tego, co się z nią stało...
- Ona też używała pereł? - zapytała zdziwiona dziewczynka.
- Perły były w waszej rodzinie od pokoleń, przekazywane z ojca na potomstwo. Jednak wśród członków rodziny panowało przekonanie, że nie powinno się ich zakładać. Surowo wbijano to do głowy kolejnym dziedzicom. Krążyła historia, że perły zostały ukradzione mitycznym stworzeniom o nadnaturalnych mocach. Te dziwne istoty potrafiły posługiwać się magią, a nawet zamieniać w zwierzęta. Wieki temu, gdy zorientowały się, że wasz potomek je ukradł, rzuciły klątwę na naszyjnik.
Marta słuchała tego oniemiała.
- Skąd pan to wie? - zapytała.
Bonifacy się uśmiechnął.
- Usłyszałem to od samej Klementyny w czasach, gdy wasz ojciec był jeszcze niemowlęciem. Oczywiście, nie wierzyła w rodzinne legendy. Ale z szacunku do przodków nigdy nie zakładała pereł. Do czasu. - rzekł gorzko.
- Założyła je po śmierci dziadka?
Mężczyzna pokiwał głową.
- Tak. Śmierć męża spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Była zrozpaczona. Wtedy zaczęła zakładać perły i przenosić do fantastycznego świata. Zaniedbywała waszego ojca. Całymi dniami siedziała w fotelu i patrzyła się w ścianie. Na początku nie skojarzyłem tego z perłami. Myślałem, że to naturalny szok po śmierci ukochanej osoby. Ale zaniepokoił mnie jej mglisty, nieobecny wzrok i wtedy przypomniałem sobie historię, którą mi kiedyś opowiedziała.
Przez chwilę oboje milczeli.
- I co teraz zrobimy? - zapytała.
- Koniecznie musimy zabrać twojemu bratu perły. - odpowiedział Bonifacy stanowczym tonem.