PERŁY BABCI KLEMENTYNY
Znaleźli go na tyłach domu. Znów siedział zahipnotyzowany, pustymi oczami patrząc w przestrzeń. Zbliżyli się do niego cichutko, na palcach. Bonifacy wyciągnął rękę i sięgnął do pereł, żeby je zerwać.
Ale one zdawały się być przylepione do skóry Patryka. Próbowali na przemian odkleić je od chłopca, ale na nic się zdały ich wysiłki.
- Może perły może ściągnąć tylko ten, kto ma je na szyi? - wysunęła hipotezę dziewczynka.
Bonifacy pochylił się nad Patrykiem.
- Chłopcze, słyszysz mnie?! - staruszek potrząsnął jego ramieniem. - Nie daj się zwieść perłom! Odciągają cię od prawdziwego świata, rodziny i przyjaciół. Kuszą łatwą przyjemnością, wydają się spełniać życzenia, ale naprawdę zabierają ci prawdziwe życie. Choć jesteś na wózku, możesz wiele osiągnąć, choć cięższą pracą i determinacją. Nie potrzebujesz pereł, żeby być szczęśliwy!
Chłopiec się poruszył.
Nagle, ku ich uldze, zdjął naszyjnik i ocknął się z letargu.
Marta wyściskała go serdecznie.
- Pana przemowa brzmiała całkiem interesująco! - powiedział Patryk z uśmiechem.
Wszyscy się roześmiali.
Wtem na kolana chłopaka wskoczył czarny kot, ten sam, który na początku pobytu uprzykrzał życie Marcie. Bestia zamruczała dziko, porwała w pysk perły i uciekła do lasu.
- Może to ta słynna, magiczna istota z opowieści waszej rodziny. Zamieniona w kota, przyszła odebrać skradziony przed wiekami skarb. - stwierdził Bonifacy.
Rodzeństwo jeszcze długo wspominało wydarzenia w domu babci Klementyny. Dom został wynajęty turystom, którzy cenili go za niesamowity, starodawny klimat.
Po powrocie do Warszawy, często dzwonili do pana Bonifacego, którego bardzo szanowali. Wszyscy mieli poczucie, że klątwa została zdjęta, a ich rodzina była zgodniejsza i jeszcze bardziej kochająca.