PERŁY BABCI KLEMENTYNY

Autor: lily_rose
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Kolejne opowiadanie na konkurs "Piórko Biedronki". Gdy nie wygrało, opublikowałam go też na Wattpadzie.

"PERŁY BABCI KLEMETYNY"

 To był deszczowy dzień.
 Stary ford powoli przedzierał się przez gęstą mgłę. Samochód ostrożnie pokonywał zakręty. Stroma, wąska droga pośród wysokich drzew, dostarczała nie lada trudności kierującej pojazdem kobiecie.
 - Mamo, jesteś pewna, że skręciliśmy we właściwy zakręt? - zapytała dziesięcioletnia Marta. Zdjęła z uszu różowe słuchawki, z którymi prawie się nie rozstawała i rzuciła rodzicielce zaniepokojone spojrzenie.
 Kobieta spojrzała na nią przez przednie lusterko.
 - Tak mi się wydaje, kochanie. - odpowiedziała.
 Siedząca na tylnym siedzeniu dziewczynka wcale nie wyglądała na przekonaną. Ze sceptyczną miną obserwowała zmieniający się za oknem krajobraz.
 - Mama doskonale wie, gdzie się kierować. - odezwał się jej brat nie odrywając oczu od książki. Miał rude włosy i usianą piegami twarz. Patryk, młodszy o dwa lata, urodził się z przepukliną rdzeniowo-kręgową i ze względu na paraliż nóg jeździł na wózku inwalidzkim. Mówił jednak z ogromną pewnością siebie, której często brakowało w kontaktach z rówieśnikami Marcie.
 - Skąd może wiedzieć, skoro nigdy tu była? - spytała siostra ze złośliwą nutką.
 Patryk teatralnie złapał się za głowę.
- Bo sprawdziła mapę w internecie! - odpowiedział takim tonem, jakby musiał tłumaczyć coś małemu dziecku.
 Ich matka postanowiła zdusić w zalążku kłótnie rodzeństwa.
 - Dzieci, proszę tylko się nie sprzeczajcie! Ja też jestem zmęczona. Już niedługo będziemy na miejscu. - powiedziała do swoich latorośli i posłała im z oddali całusa.
 Oni zaś odpowiedzieli o dziwo zgodnie:
 - Nie jesteśmy dziećmi!
                                                  *****
 Powód, dla którego teraz siedzieli w aucie i podążali w nieznane był niezwykle interesujący. Miesiąc temu w ich mieszkaniu na warszawskim Powiślu, pojawił się dystyngowany, starszy mężczyzna. Gdy przekroczył próg korytarza, podał matce wizytówkę - "Andrzej Kowalski. Kancelaria Adwokacka". Kobieta nie posiadała się ze zdziwienia. Prawnik? O co może chodzić?
 Mężczyzna wyjaśnił, że przyszedł tutaj powiadomić o woli zmarłej. To jeszcze bardziej zdziwiło całą trójkę domowników. Dotknęło ich nieszczęście, ale sześć lat temu - wtedy to ojciec rodzeństwa stracił bohatersko życie na służbie, ratując ludzi z pożaru. Patryk miał wtedy zaledwie dwa lata i nawet nie pamiętał taty.
 - To nie pomyłka. - rzekł adwokat. - Państwo jesteście jedynymi krewnymi Klementyny Zawadzkiej. Wyraźnie zaznaczyła w testamencie, że macie odziedziczyć majątek po jej śmierci.

 Klementyna była babcią ze strony ojca, której nigdy nie widzieli na oczy. Nie kontaktowała się z rodziną i stroniła od innych ludzi. Żyła sama w starej, dziwacznej chacie na drugim końcu kraju. Przynajmniej tyle usłyszała mama od taty. Jej mąż, człowiek zawsze szczery i wylewny, na temat swojej rodzicielki wyjątkowo uporczywie milczał. Staruszka nie była nawet obecna na ślubie syna. Dopiero po śmierci męża Joanna natrafiła na tajemnicze, blaszane pudełko, które przechowywał w wysłużonym kartonie. W środku były stare, czarno- białe zdjęcia, które później wielokrotnie przeglądała razem z dwójką dzieci. Przedstawiały nieznane im osoby, które wyglądały jak z minionej epoki. Ich fryzury i ubiór świadczyły o tym, że pozowali do aparatu pewnie z pół wieku temu. Cała trójka uważnie przeanalizowała każdą fotografię. Nie znaleźli mężczyzny albo kobiety, którzy mieliby podobne rysy do ich ojca. Co zatem pudełko robiło w jego rzeczach?
                                               *****
 - Odziedziczyła pani dom i trochę oszczędności. - kontynuował mecenas.
 - Dom? Gdzie on się znajduje? - zapytała zaskoczona mama.
- Niedaleko Karkonoszy. To stara posiadłość. Wymaga małego remontu...
 Marta przypomniała sobie, że Karkonosze to góry, które leżą w południowo-zachodniej Polsce. Uczyła się o tym w szkole. Sprawdziła dystans z Warszawy - to aż sześć godzin jazdy samochodem!
Ale mamy nie zniechęciła ogromna odległość. Po dokonaniu niezbędnych formalności w kancelarii adwokackiej, kobieta oświadczyła, że rodzina spędzi tam dwa, ostatnie tygodnie wakacji.
 - Co?! - krzyknęła ze zgrozą Marta. - Myślałam, że sprzedasz starą chatę Klementyny! Pieniądze są nam potrzebne... Patrykowi przydałby się rower ręczny. Sama mówiłaś, że to dla niego szansa na samodzielną rehabilitację.
 Tego typu rower był polecany tym, którzy mieli sparaliżowane nogi. Zamiast pedałów miał napęd ręczny. Nie tylko pomagał ćwiczyć górne partie ciała, ale stanowił też doskonały sposób rekreacji dla niepełnosprawnych. Niestety, jego cena była bardzo wysoka. Nie na ich kieszeń.
 Odezwał się sam zainteresowany.
 - O przepraszam! - rzekł urażonym tonem. - Przez osiem lat swojego życia, radziłem sobie dobrze bez niego! Prawda, mamo?
 Po twarzy kobiety przebiegł smutek. Marta wiedziała, że matka staje na głowie, żeby jej dzieciom niczego nie brakowało, ale mimo to, żyli bardzo skromnie. Pracowała w domu jako tłumaczka angielskiego, dzięki czemu mogła poświęcić więcej czasu synowi. Chłopiec do szkoły integracyjnej. To taka szkoła, gdzie lekcje mają razem zdrowe dzieci i ich niepełnosprawni rówieśnicy. Dzięki temu wszyscy uczą się wzajemnej akceptacji i wrażliwości.
 - Jesteś bardzo samodzielny, synku. - przytaknęła i pogłaskała go po dłoni. - Ale ten rower naprawdę jest dobrym pomysłem... Moglibyśmy całą trójką jeździć po parku. Pomyśl, jaka to byłaby świetna zabawa.
 - To sprzedajmy dom Klementyny! - powtórzyła Marta. - Po co nam jakaś stara rudera, której nigdy nie widzieliśmy nawet na oczy?
 - W tym rzecz, córko. Muszę najpierw zobaczyć, w jakim stanie jest dom. Być może nie wymaga dużego remontu. Wtedy wystarczyłoby tylko go odświeżyć... Moglibyśmy wynajmować go turystom.
 Marta z niedowierzaniem uniosła brwi.
- Turystom? - powtórzyła - A kto będzie chciał wypoczywać w tak zapomnianym i odciętym od świata miejscu?
 Gdy jej koleżanki wyjeżdżały na wakacje, przynosiły potem do szkoły zdjęcia z Francji, Londynu albo Sopotu. Ania miała zrobioną fotkę przed pałacem Buckingham. Tam, gdzie mieszka królowa angielska. Sonia wraz z rodzicami uśmiechała się do aparatu na tle wieży Eiffla. A przyjaciółka Marty ze szkolnej ławki - Kasia, wyjechała w tym roku do Disneylandu. To ogromny park rozrywki. Nie wyobrażasz sobie, ile tam jest zjeżdżalni! - opowiadała przejęta dziewczynka. Marta słuchała tego z żalem i nutką zazdrości. Nigdy nie zwierzała się koleżankom, gdzie ona spędza wakacje. Gdy ją o to pytały, szybko zawstydzona zmieniała temat. Bo czym tu się chwalić? Wyjeżdżali tylko na działkę do ciotki. Ćwiczenia rehabilitacyjne brata pochłaniały sporą część ich rodzinnego budżetu. Wyjazd na wakacje był luksusem, na który nie było stać jej rodziny.
 - Dom stoi na uboczu, ale do Karpacza jest niecałe 15 minut drogi . - powiedziała mama. - A Karpacz...
 - ...to miasto leżące u stóp Śnieżki. - wszedł w jej słowo Patryk, nieco przemądrzałym tonem. - Przyjeżdżają tam amatorzy narciarstwa i pięknych widoków.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
lily_rose
Użytkownik - lily_rose

O sobie samym: Poznanianka z urodzenia i z wyboru. Miłośniczka kryminałów i reportaży. Mam też konto na lubimyczytac.pl pod tym samym nickiem (i avatarem :) ). Aktualnie przenoszę biblioteczkę.
Ostatnio widziany: 2021-02-27 17:17:45