Patykiem na piasku (Malarz 13)
Kryspin znów zasnął. Kiedy się obudził zobaczył nad sobą lekarza i pielęgniarki. Był na siebie zły, że stracił przytomność podczas wizyty siostry. Człowiek w średnim wieku, z lekką łysiną i okularach na nosie pytał o jego samopoczucie. Potem dotykał jego części ciała – prawdopodobnie – gdyż pytał kilkakrotnie czy coś czuje. Nakłuwał go chyba nawet. Kryspin nie czuł zupełnie nic co wcale go nie cieszyło. Akurat teraz chętnie powitałby nawet ból. Zabrano go na badania. Wpuszczano w tunele, prześwietlano, oglądano ze wszystkich stron. Kryspin z niecierpliwością czekał na wyniki badań. Chciał, żeby się okazało, że będzie zdrowy i sprawny, ale coraz bardziej bał się, że tak nie będzie. Znów była u niego siostra, szwagier i dzieci. Właściwie nie miał ochoty na ich wizytę. Nie miał teraz zapału, by silić się na uśmiech, czy poczucie humoru, nie miał siły wymyślać odpowiedzi na zadawane pytania, odpływał myślami, a dzieci trajkotały.
- Wujku czy ty umrzesz? – pytał siostrzeniec.
- Pewnie – odpowiedział – Każdy z nas kiedyś umrze.
- A teraz?
- To możliwe. Jak oczy przestaną mi się poruszać znaczy, że jestem martwy. Wtedy możesz odłączyć mnie od aparatury. Mogę na ciebie liczyć?
- Kryspin to dziecko. On ci uwierzy. Nie opowiadaj takich rzeczy, jeśli łaska. Wujek nie umrze. Dziadziuś też był bardzo chory, a teraz zdrowieje. Tak? Lena była bardzo chora, ale zdrowieje…
- Do trzech razy sztuka. - Wypowiedział Kryspin - Może ktoś chce bardzo kogoś z naszej rodziny z tamtej strony. No to niech już będę ja, jeśli ktoś musi być.
- Przestań pieprzyć – wypowiedziała Kinga z oburzeniem i spojrzała nieco zażenowana na dzieci – Dorosłym wolno czasami tak mówić. – zawiadomiła – Na przykład w takich sytuacjach. Tak?.
- Oj siostrzyczko. Co za przykład dla dzieci? Niedobrze.
- No bo opowiadasz tak… sam nie wiesz co.
Badania tego dnia nic nie wyjaśniły. Lekarz zapowiedział wykonanie dodatkowych badań następnego dnia. Siostra z dziećmi poszła, a on leżał i patrzył w sufit. Miał coraz mniej nadziei na wyzdrowienie i coraz bliższy był przekonania, że w tym stanie przyjdzie mu spędzić resztę życia.
- Wiesz co Tatusiek – modlił się szeptem patrząc w sufit – Już mi wszystko jedno co ze mną zrobisz. Mam tu leżeć jak warzywo to będę leżał. Jeśli tego chcesz. Dużo w życiu dostałem. Bardzo dużo. Więcej niż większość. Właściwie wspaniałe życie miałem. Jakaś sprawiedliwość musi być. Tak?. Tylko mój syn… no nie? – z oczu popłynęły mu łzy – I moja Dominika. Moja… Nie? Oni muszą być szczęśliwi, oni muszą być kochani, oni nie mogą cierpieć za mnie. Ja schrzaniłem, ale… ten mały… mój synek… Tatusiek niech mnie tu szlag jasny trafi i krew mnie zaleje. Wszystko mi jedno. Pewnie tak będzie sprawiedliwie, ale nimi się zaopiekuj, chroń. Oboje chroń, za mnie. Proszę… Proszę… Proszę.