Pas (D&D fanfiction)
1.
- Nie może być! Toż to sam Lucien McMorth zwany Szarym Wilkiem! – krzyknął z udawanym zaskoczeniem Berrun Ghastkill na widok mężczyzny, wprowadzanego do izby przez dwóch strażników.
Pojmany obrzucił gospodarza ponurym spojrzeniem.
- Miło cię widzieć – mruknął. – Musiało ci bardzo zależeć na tym spotkaniu, skoro wysłałeś swoje pieski by mnie eskortowały – dodał, cmokając na żołnierzy.
- Tak, wolałem się upewnić, że nie odrzucisz zaproszenia. Odkąd pół roku temu uciekłeś z tą cholerną drowką oraz zaliczką za zabicie jej, nieczęsto odwiedzałeś Nashkel. Ośmielę się nawet powiedzieć, że wcale.
Szary Wilk machnął ręką.
- Znasz moją słabość do kobiet. Nie mogłem się powstrzymać. Ty wiesz jaki ona miała tyłek?
- A ty wiesz, ilu moich podwładnych zabiła? – warknął burmistrz. - Jesteś łowcą nagród Lucien, a od ludzi twojego pokroju wymaga się profesjonalizmu! Rozumiesz? Profesjonalizmu! Jak męczyła cię chcica, trzeba było jechać do Amnu i wynająć sobie którąś z tamtejszych kurtyzan! A nie chędożyć się z morderczynią z podmroku, na którą w dodatku dostałeś zlecenie!
- Pamiętasz? Osaczyliśmy go pod Wrotami Baldura – zmienił temat McMorth, spoglądając na ogromny łeb niedźwiedzia górskiego, wiszący nad biurkiem Berruna. – Nieźle nas wtedy poszarpał.
- Tobie też powinienem uciąć czerep i powiesić go na ścianie – odburknął Ghastkill.
Lucien spojrzał mu wyzywająco w oczy.
- Więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś? Czyżby polityka przyćmiła twój instynkt zabójcy?
- Za numer jaki mi wywinąłeś, wypatroszyłbym cię bez mrugnięcia okiem – rzekł Berrun, jakby było to czymś oczywistym. – Ale przez wzgląd na dawne czasy, pozwolę ci odkupić winy. Załatwisz dla mnie pewną sprawę i będziemy kwita.
- Więc to dlatego ci dwaj śmierdziele zadali sobie tyle trudu by pojmać mnie żywcem – odparł McMorth, zerkając pogardliwie na strażników.
- Tak – Berrun zmarszczył brwi. – Jednak jeśli znów spróbujesz pierzchnąć nie wywiązawszy się z umowy, każę rozesłać za tobą listy gończe. A wtedy będziesz miał na karku nie tylko moich śmierdzieli, ale i Płomienną Pięść.
- Widzę, że nie mam wielkiego wyboru – stwierdził z rezygnacją łowca nagród. – Mów zatem czego ode mnie oczekujesz.
- To mi się podoba! – Ghastkill klasnął w dłonie. – Zadanie nie jest trudne i powinieneś sobie z nim poradzić bez problemu. Otóż od jakiegoś czasu pewien półogr napada na moje karawany. Morduje przewoźników, porywa konie, niszczy wozy… Przynieś mi jego głowę, a zapomnę o tej drobnej skazie szpecącej kryształ naszej przyjaźni – dodał z szelmowskim uśmiechem.
- Półogr to cholernie twarde bydlę – jęknął Szary Wilk. – Czemu nie zatrudnisz dodatkowej ochrony?
- Miałem zamiar to zrobić – odparł Berrun. – Ale napatoczyłeś się ty.
- Ja zawsze mam takie szczęście… - mruknął McMorth
- Nie marudź! – Ghastkill poklepał go po policzku. – Wyruszysz z samego rana, więc lepiej dobrze się wyśpij. Ach, byłbym zapomniał. Podobno ten jełop, Montaron, pomieszkuje od jakiegoś czasu w tawernie „Pod bekającym smokiem”. Jeżeli chcesz, możesz wziąć go ze sobą. Dobry skrytobójca, nawet moczymorda, zawsze się przyda. A teraz wyprowadźcie to ścierwo! – rzucił szorstko do strażników.
2.
McMorth był na siebie wściekły. Mógł przecież bez problemu ominąć Nashkel i podążyć dalej w stronę Amnu. Jednak zachciało mu się spędzić noc w wygodnym łóżeczku, zamiast jak to miał w zwyczaju, na gołej ziemi gdzieś w kniei. I teraz pokutował za tę chwilę słabości. Obiecywał sobie w duchu, że jeśli uda mu się dowiedzieć kto doniósł G