Para rękawiczek część 3 - wrzesień wesele
-Tak. Wszystko musi być idealnie dopasowane i jeśli jest możliwość poprawienia czegoś na lepsze, to to trzeba zrobić.
-Teraz jest już za późno, żeby się przebierać.
-Nie szkodzi. Jak pójdziemy razem na następne wesele, to nadrobimy tę stratę.
-A pójdziemy razem na następne wesele?
Iwona spojrzała zaskoczona na niego.
„Kurczę, znowu powiedziałam o jedno słowo za dużo. Czemu w ogóle ja dzisiaj tyle gadam?”
-Nie wiem- odpowiedziała- Zresztą nie ważne. Gadam dzisiaj, co mi ślina na język przyniesie. Nie musisz mnie słuchać.
-Jak mam cię nie słuchać, skoro ciągle coś do mnie mówisz?
Iwona wzruszyła ramionami. Postanowiła w końcu zamilknąć. Poraz trzeci zajrzała pod białą ściereczkę. Musiała sprawdzić czy na pewno zamieściła w koszyku wszytskie rarytasy wiejskie: chleb, masło, kiełbasa, szynka, twaróg, szczypiorek, jajka, mleko w garnuszku, pomidory, ogórki, sól…
„Grrr…” usłyszała z okolic swojego żołądka.
-Jadłaś dzisiaj śniadanie?- zapytał Eric rozbawiony niespodziewanym cichym dźwiękiem.
-Nie. Z nerwów nie mogłam- wyznała szczerze.
-To lepiej to wezmę- Eric przejął z jej rąk koszyk- Żebyś czasem czegoś nie zjadła.
Iwona złapała się objema rękami za brzuch i tęsknie spojrzała na przykryty koszyk.
-Nie patrz na niego- polecił jej Eric.
Iwona zadarła głowę do góry.
-Mogliby szybciej składać te życzenia i dawać te prezenty- powiedziała marudnie- Ja chcę już obiad!
-Zatańczymy?
-Teraz? Do tego kawałka?
-Tak.
-Zgłupiałeś?
-Czemu?
-A co, ogłuchłeś? Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to jest wolny kawałek i tańczą do niego sami zakochani. Nie mam zamiaru narażać się na bezpodstawne polotki starych ciotek.
-Skoro wiesz, że są bezpodstawne, to co się przejmujesz?
Iwona wzruszyła ramionami. Eric postanowił z nią nie dyskutować. Chwycił ją za rękę.
-Zatańczymy walca. To mogą chyba wszyscy tańczyć, niezaleznie od utworu, co?
-W sumie, tak… Czekaj, tylko buty zdejmę. Nie chcę w walcu być wyższa od partnera.
Schowała niebieskie szpilki pod stół i wyszła z Eric’iem na środek sali.
-Zadrzyj głowę wysoko do góry, stań na paluszkach i się pięknie uśmiechaj.
Iwona zrobiła tak, jak jej kazał. Zanim zrobili pierwszy krok, jeszcze zapytała:
-Angielski czy wiedeński?
-Angielski naturalnie- odpowiedział, po czym popłynęli w takt muzyki niczym łódka na fali.
Iwona początkowo rozbawiona była udawaniem profesjonalnych tancerzy. Musiała dbać o ramę, płynność i wyraz twarzy. Postanowiła wczuć się w utwór, żeby to sobie ułatwić.
Piosenka była romantyczna ażdo bólu. Należało patrzeć partnerowi w oczy. Iwona podjęła to wyzwanie, choć wolałaby tego nie robić. Czuła w kościach, że doprowadzi to do czegoś, czego tak zawzięcie przez ostatnie dni unikała.
I doprowadziło.
W jego oczach był coś, co już kiedyś widziała. Coś co wtedy doprowadziło ją do szaleńczego bicia serca, zawrotów głowy i panicznego strachu. Tylko że teraz, zamiast tego, poczuła przyjemne ciepło.
„Nie, Iwona, nie, nie, nie! Nie patrz!”
Mimo tych myśli nie potrafiła tego zrobić.
„No i co żeś ze mną zrobił?” zapytała go w myślach. „Niech ten utwór się już skończy!”
Patrzyła mu w oczy, jej serce szalało, a myśli się biły. Miała ochotę uciec. Jak ten głupi Kopciuszek, co się zdąrzył zakochać w jedną noc. Jej to zajęło o wiele więcej czasu, ale i tak na jedno wychodzi. Jak się ta głupia piosenka nie skończy, to wyjdzie stąd zaraz, jak teraz jest: bez obydwu pantofelków. Ale tym razem książę swojej ukochanej nie znajdzie, bo po pierwsze, rozmiar stopy ma czerdzieści jeden, a kobiet z takimi stopami w królestwie jest wiele. (Natalia na przykład. Jest tu dzisiaj i właśnie tańczy z Nathanem. Pytanie tylko czy Nathan zgodzi się ją oddać księciu?) A po drugie, zaszyje się gdzieś głęboko w lesie, gdzie nikt jej nie znajdzie, nawet ten, który pozornie powinien ją znać najlepiej (czyli książulek lub Agata).