Epopeja mrodowa, część II
II
Pod
koniec dwudziestego stulecia wyszło rozporządzenie Mrodowej Rzeczpospolitej
Ludowej o ogólnomrowiskowym ograniczeniu spożycia wyrobów alkoholowych.
Szczególnie ostre restrykcje dotknęły mrówki pracujące w rafinerii ropy
naftowej w Gdańsku, gdzie pod karą śmierci zabroniono spożywania gorzały, w tym
także leczniczych eliksirów na bazie spirytusu. Robotnice wszczęły bunt. Powstał
„Niezależny Związek Mrówek Po Zawodówce”, którego kierownictwo objął nikomu wówczas
nieznany Lech Wódkensa – młody spawacz, który w przyszłości miał zostać
prezydentem. To on doprowadził do sierpniowych nieporozumień wódkowych, w
których rząd obiecał pół litra czterdziesto procentowej wody ogniskowej, jako
codzienną dawkę alkoholu dla każdej, pracującej w przemyśle, mrówki. Lecz
wszystkie gorzelnie, bimbrownie, a nawet meliny nie były w stanie wyprodukować
tak dużej ilości wódki, jaka była określona w nieporozumieniu. Co gorsza w
okolicy nie wiedzieć skąd rozpanoszyły się ruskie mrówki, które zagroziły
generałowi Prytaruzelskiemu, że najadą na mrowiska i ograbią, inaczej, wypiją
wszystkie zapasy alkoholu, że nie ostanie się nawet kropla pół procentowego
podpiwka. Nie wiele myśląc, Prytaruzelski tymi słowy przemówił do swych
rodaków: „Towarzysze i towarzyszki, w obliczu zagrożenia wytrzeźwienia narodu,
z dniem dzisiejszym wprowadzam stan wódkowy na terenie całej Mrodowej
Rzeczpospolitej Ludowej”. Jak to się jednak okazało, niebezpieczeństwo odeszło
szybciej, niż przyszło.
Tymczasem obywatel Lech Wódkensa dostał
Pokojową Nagrodę Alfonsa Bimbersztajna za dbanie o prawa mrówek w postaci
jedynej flaszki na świecie, która zawiera pół litra stu procentowego alkoholu.
W obawie o zdrowie Lecha nagrodę odebrała jego baba.