Pan Szalony
- Kacper, podaj piłkę! - krzywo kopnięta, zamiast do bramki przeleciała mi prawie przed nosem . Głupki, albo nauczcie się grać, albo uważajcie, a nie każecie mi (prawie poszkodowanemu) latać za waszą piłką.
- No już, już! - nawet jeśli tak myślę, to i tak tego nie powiem. Piłkę kopał Gruby, a to taki buc, że powiesz coś nieważnego, a masz w dziób. Trzeba przyznać, że parę to on ma. Wysoki na 1.70 m, szeroki jak drzwi i wiecznie w jednym dresie. A ja? Ledwie półtorametrowy chudzielec w okularach. Cóż zrobić? Ale i tak uważam się za lepszego od niego. Kto by pomyślał, że oboje mamy po dwanaście lat. Leniwie podniosłem się z wygodnego miejsca za boiskiem. W sumie... Ja mam siłę w nogach i niezłego cela. Podniosłem piłkę z ziemi, podrzuciłem i z całej pety kopnąłem. Idealny przelot i prosto do celu, którym była brzydka gęba grubasa.
- KURWA!!! - krzyk Grubego rozniósł się echem po blokach. - Ty mały! - co mi było robić? Przez chwilę wpatrywałem się w ludzkiego tarana, który zaczął się do mnie zbliżać, a później zacząłem uciekać.
Rozbawiły mnie jego próby dogonienia mnie. Na początku nawet dawałem mu fory, ale po jakimś czasie zaczęło mi się nudzić. Cały czas mnie goni , a ja dobiegałem już do pola. Naglę zobaczyłem rozwiązanie. Na polu stały ruiny jakiegoś domu, do których właśnie dobiegałem. Szybko i zwinnie wdrapałem się na około trzy metrową ściankę po wystających cegłach. Odwróciłem się i spojrzałem na Grubasa z triumfalnym uśmiechem. Mam nadzieję, że nie staranuje tej ściany własnym ciałem.
- No, Panie Szalony, teraz mi, kurwa, wszystko wyjaśnisz. Złaź tu! - starałem się zachować poważny wyraz twarzy, ale w środku naprawdę chciało mi się śmiać.
- Po co? Żebyś mnie uderzył? Wiesz... Jestem jak połowa ciebie i jeśli mi przywalisz z całej siły, to możesz mnie nawet zabić - zawsze mi się wydawało, że taka bezpośredniość działa najlepiej. I może mam rację. Gość widocznie się zmieszał na wspomnienie o śmierci, jednak po chwili wrócił do poprzedniego stanu.
- Nie walne tak mocno. Tylko ci za to oddam – tu pokazał na swoją twarz. Starałem się zrobić jak najbardziej żałosną minę. Niech sobie myśli, że wygrywa.
- Ale chodzi o to, że mogę się przewrócić i uderzyć głową o cegłę. Poza tym... to, że piłka uderzyła akurat ciebie to tylko przypadek.
- Ta, bo ci uwierzę. To po co wiałeś?
- To oczywiste, zaczął byś mnie okładać przy wszystkich.
- Nie, ale bym oddał. Nawet jak to przypadek, to ty to zrobiłeś – ehh, to typ człowieka, któremu nie przemówisz do rozumu. Inna sprawa, że to było celowe, ale on tego nie wie. I niech tak zostanie.
- Ja bym ci nie oddał, gdybyś powiedział, że to niechcący.
- Nawet byś nie mógł, ale ja mogę – zacząłem czuć poddenerwowanie, nie chcę oberwać, a wygląda na to, że Grubas zaczął się za czymś rozglądać. Czyżby chciał czymś we mnie rzucić? Bardzo możliwe.
- To się nada – mrukną Wojtek ( nie wiem, jak Gruby ma na imię, więc niech będzie Wojtek) podrzucając w ręku cegłę. Niebezpiecznie. Cegłą zaboli bardziej niż piłką. W sumie mógłbym z łatwością zeskoczyć z murku i uciec, ale i tak prędzej, czy później by mnie dorwał. Od kiedy biorę odpowiedzialność za swoje czyny?
- Chcesz tym we mnie rzucić? - ale zamiast odpowiedzi zobaczyłem tylko jak bierze zamach. Najszybciej jak mogłem odwróciłem się i sprawdziłem, co jest za mną. Jedynie kępa trawy. Zasłoniłem twarz jedną ręką i w tej chwili poczułem jak cegła w nią uderza. Ignorując ból, skoczyłem za siebie. Idealne lądowanie, ale i tak położyłem się na ziemi i zwinąłem w kłębek. Zauważyłem, że Gruba wychyla się zza muru. Czas na grę aktorską. Jedną ręką trzymałem się za kawałek twarzy, drugą kurczowo zacisnąłem na kępie trawy. Zacząłem okropnie kaszleć i udawać, że nie mogę złapać oddechu. No co? Przecież przy upadku można sobie odbić jakiś narząd, prawda? Tak czy inaczej zadziałało. Wojtek chwilę się przyglądał z głupim wyrazem twarzy, a potem zaczął uciekać. Po kaszlałem jeszcze trochę, żeby nie było i sprawdziłem, czy znikną. Nikogo nie było. Znów wygrałem. On pewnie rozpowie, w jakim to pięknym stylu się za mną rozprawił, ale ja znam prawdę. Zwycięstwo jest moje. Mhhh... Chyba nie mam nic do roboty. Położyłem się na trawie. Niebo jest takie czyste dzisiaj. Ciekawe, czy kiedy smoki istniały, to lubiły po nim latać?