Pan Szalony
- Hhhhhh – ee – jjjj~ - w jednym momencie podskoczyłem, poczułem jak mięśnie twarzy mi tężeją i wydałem z siebie dziwny dźwięk, przypominający zduszony krzyk. Cofnąłem się, przy okazji potykając się o własne nogi i przywarłem plecami do ściany równoległej do skały.
- No dobra, to na pewno był tylko wiatr. Przecież drzwi są otwarte, okna bez szyb, przeciąg może się zrobić – zerknąłem na okienko i z rosnącym niepokojem zobaczyłem tylko delikatnie ruszający się kurz na tle księżycowego światła.
- Nosz kurwa, czego ja się tak boję co? Rozum płata mi figle, to wszystko. No już, obudź się! - podniosłem rękę, żeby potargać się za włosy i w jednej chwili spod pachy wyleciała mi trzymana tam dotąd książka. Upadając, otworzyła się na czystej stronie. Poczułem jak krew znowu spływa mi w dół, a włoski na całym ciele stają dęba, kiedy na czystej stronie zaczął pojawiać się napis w niezrozumiałym dla mnie języku. Wszystko zaczęło zwalniać. Dostrzegając napis, usłyszałem też okropny w tej chwili dźwięk. Jakby ktoś rzucał kamieniami o mur. Podniosłem wzrok. Moje skojarzenie było przerażająco blisko prawdy, bo dźwięk pochodził właśni z kamiennej kobiety. Skała na moich oczach zaczynała się kruszyć, a kamienna powłoka opadać na ziemię. Szybkim ruchem, jakby wiedziony instynktem, złapałem leżąca na ziemi książkę i przeskoczyłem do pierwszego rzędu ławek. Nie poruszając się, obserwowałem. Widziałem, jak pokruszona warstwa kamieni opada na posadzkę, unosząc kłęby dymu w górę. Widziałem, ja kamienna dziewczyna, już pełna koloru, odrywa się od skały i wykonuje takie ruchy, jakby właśni wstała z łóżka. A co najgorsze, widziałem, jak jej głowa odwraca się w moją stronę, a jej oczy, w kolorze złoto – brązowym, zaczynają mi się bacznie przyglądać.