ostatni przystanek
Otworzyłem oczy. W jednej chwili poczułem kompletną dezorientację. Ze zdumieniem stwierdziłem, że znajduję się na peronie. Nie miałem pojęcia, skąd się tu wziąłem, przecież jeszcze parę sekund wcześniej siedziałem w jadącym pociągu. Może to sen?, pomyślałem zdziwiony, ale dobrze wiedziałem, że tak nie jest. Otaczający mnie świat był zbyt realny, żeby mógł być wyimaginowany przez mój śpiący umysł.
Na peronie znajdowało się mnóstwo ludzi. Ciężko ich było zliczyć, ale z pewnością ich liczba sięgała kilkudziesięciu. Wśród nich dopatrzeć się można było zarówno ludzi starszych, jak i dzieci na tyle młodych, by ich matki przytulały je do siebie i starały się powstrzymać je od płaczu. Nie miałem żadnych wątpliwości, że wszyscy ci ludzi są równie zaniepokojeni jak ja, a co poniektórzy nawet bardziej.
Postanowiłem dowiedzieć się, co jest grane, więc podszedłem do pewnego mężczyzny. Był mniej więcej w moim wieku (czyli 38 lat) i jako jedyny w pobliżu wydawał się nie być przerażony. Palił papierosa i spokojnie patrzył przed siebie.
- Ej człowieku, nie wiesz może gdzie jesteśmy? - spytałem go, a on odwrócił powoli głowę i spojrzał na mnie jak na wariata.
- A skąd ja, kurwa, mam wiedzieć? - spokojnie odpowiedział pytaniem na pytanie. Patrzył tak na mnie przez chwilę, po czym ponownie zwrócił oczy w miejsce, któremu przed chwilą się przypatrywał. Wariat, pomyślałem i już miałem odejść, gdy od niechcenia również spojrzałem tam, gdzie patrzył. W jednej chwili zamurowało mnie. Moim oczom ukazał się niebywały widok - jakieś pół kilometra wstecz, w gęstwinie wysokiej trawy i krzewów, leżał wykolejony pociąg, a raczej jego zdezelowane resztki. Tylko niewielka część składu przetrwała na tyle, by można było go zidentyfikować jako pociąg. Większość jednak przedstawiała rozerwane i poskręcane żelastwo.
Rozejrzałem się wokół siebie i dopiero wtedy dotarło do mnie, że prawie wszyscy,znajdujący się na peronie ludzie patrzą w stronę dogorywających resztek pociągu.
Nagle uderzyła mnie absurdalna myśl: To jest mój pociąg?! Na krótką chwilę to pytanie zagnieździło się w mojej głowie. Nigdy nie podejrzewałem się o taką głupotę, ale tak właśnie wówczas myślałem. Pierdolisz od rzeczy, momentalnie skarciłem się w duchu.
- Co się tu stało, do cholery? - ponownie zadałem pytanie, palącemu papierosa, mężczyźnie, a ten nawet nie kwapiąc się spojrzeć na mnie, odpowiedział równie spokojnie jak przed chwilą:
- A skąd ja, kurwa, mam wiedzieć?
Przez chwilę miałem ogromną chęć zgnojenia faceta, ale postanowiłem go olać i znaleźć kogoś, kto udzieliłby mi jakichś konkretnych informacji. Pomyślałem, że najlepiej byłoby udać się na dworzec, do kasy biletowej, ale szybko zdałem sobie sprawę, że nie ma takiej możliwości - znajdowałem się na niezadaszonym peronie, wokół którego rozciągała się ogromna połać blednącej zieleni.
Nagle uderzył mnie widok nieba, jaki rozciągał się po mojej prawej stronie - horyzont niknął w mrocznej kurtynie ciężkich, burzowych chmur, z których raz za razem tryskały długie, rozszczepiające się błyskawice muskające swymi ramionami wierzchołki kruczoczarnych drzew. Im bliżej mnie, tym kłębiące się na niebie chmury coraz bardziej się rozrzedzały, by w końcu tuż nad moją głową zamienić się w jeden wielki, szary obłok. Spojrzałem w lewą stronę i oczom moim ukazała się zupełnie inna sceneria - na niebie koloru szafiru, pływały spokojnie białe jak śnieg chmurki. Słońce rzucało swe złote promienie na bezkresne łany zieleni. To chyba jednak jest sen, pomyślałem.
Nagle na horyzoncie ukazał się niewielki punkt. Musiał się poruszać, gdyż z każdą chwilą stawał się większy. W pewnym momencie naszła mnie pewność, że zbliżający się obiekt to pociąg. Poczułem wielką radość, kiedy okazało się, że mam całkowitą rację. Oto, z ogromną prędkością, nadjeżdżał - rażący blaskiem - skład. Znajdujący się na peronie ludzie również musieli go ujrzeć, gdyż na stacji nagle zapanowała radosna atmosfera, którą łatwo mo