Chrystus
Nad polami i łąkami unosił się brzask. Strzępki mgły wisiały w powietrzu, osiadały na drzewach, na licznych krzakach i zaroślach. I chociaż był to jeden z letnich poranków, było bardzo chłodno. Dowodem na to była para wydostająca się z ust oddychającej szybko kobiety, a także unosząca się w sąsiedztwie kilku chudych krów, które prowadziła.
Za linią łąk zaczynał się las, a także bagna i moczary. Idąc boso odczuwała pod stopami wilgotny, a czasami mokry grunt i choć było jej zimno, nie drżała, a skóry nie pokrywała gęsia skórka. Nierówny oddech, wpatrzone w odległą przestrzeń chłodne, szare oczy, smutne i bez wyrazu, drobny nos nadawały twarzy kobiety dziwny wyraz.
Dosyć szczupła sylwetka ukryta pod cienką, białą sukienką. Chłód poranka wyraźnie podkreślał sutki jej drobnych piersi. Długie blond włosy, związane w koński ogon, przykrywał biały, cienki pas płótna.
Choć sprawiała wrażenie spokojnej sercem targał wielki niepokój. Nie potrafiła nazwać tego zjawiska, nie potrafiła odnaleźć jego źródła. Gdzieś w umyśle bardzo wyraźnie dostrzegała twarz ukochanego, a wraz z nim świadomość, że zostanie zdradzona.
(Czy właśnie, dlatego od dłuższego czasu dręczyły ją koszmary?)
Nie wiedziała, czy będzie w stanie żyć dalej, jeśli dotknie ją zdrada...
Szła powoli podpierając się kijem, jakby w ciele dwudziestoletniej kobiety ukryła się wiekowa staruszka. Każdy kolejny krok sprawiał coraz większy wysiłek. Nie zwracała już uwagi na krowy, zresztą, gdy minęła pierwsze drzewa już ich nie było. Być może były tylko cieniami, a może towarzyszkami jej krótkiej wędrówki.
Teraz musiała już sama wyjść naprzeciw swemu przeznaczeniu. Mijała pojedyncze, drobne brzozy. Szła w gęstym, wilgotnym mchu, a pierwsze, słoneczne promienie bardzo onieśmielone przedzierały się przez liczne chmury. Słyszała szum wody, rechot żab, plusk ryb. Poza tym było bardzo cicho.
Stanęła nad stawem nie wiedząc, co powinna teraz zrobić. Po chwili uklękła i zamknęła oczy. Trwała przez chwilę w takim skupieniu, by po spojrzeniu przed siebie ujrzeć Jego postać.
Stał w białej szacie, gęste, długie włosy opadały mu na ramiona, a Jego boska twarz była taka znajoma. Nagle zaczął iść w jej stronę po wodzie. Świadomość tego zjawiska jeszcze bardziej utwierdziła ją w przekonaniu, że oto idzie w jej stronę, ktoś, kto wyleczy ją ze wszystkich smutków.
Gdy położył Swą dłoń na jej głowie zamknęła oczy. Poczuła się taka lekka, swobodna, daleka od trosk i problemów, daleka od świadomości, że może dotknąć ją zdrada. Dusza i serce zostały oczyszczone.
Otworzywszy oczy widziała przed sobą tylko spokojną taflę leśnego stawu, jednak świadomość, że dane było jej oglądać boską twarz Chrystusa pozostała w niej na zawsze.
http://koominek.blogspot.com - dwadzieścia siedem tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...