ostatni przystanek
u.
Mężczyzna odwrócił mnie tak, bym stanął przed nim, po czym pchnął mnie brutalnie na drzwi. Wpadłem na schodki, boleśnie uderzając się przy tym w piszczele. Prawie na czworakach wdrapałem się do wagonu, w czym skutecznie pomógł mi stojący za mną facet w czarnym płaszczu, niemiłosiernie zdzielając mnie butem w plecy. Znalazłem się w przejściu między wagonami, gdy ten ponownie kopnął mnie i przeleciałem przez drzwi wpadając do środka. W półmroku zdołałem ujrzeć stare, potargane i przypalone fotele, z których - niczym metalowe głowy - sterczały sprężyny. Zatęchłe powietrze aż wyżerało płuca.
Próbowałem wstać, lecz raz jeszcze otrzymałem potężny cios, tym razem w żebra, i legnąłem na podłodze zwijając się w kłębek jak embrion w brzuchu matki. Załzawionymi oczami spojrzałem na mojego oprawcę. Stał nade mną z rękami założonymi na piersi; jego twarz pogrążona była w cieniu, ale nie miałem wątpliwości, że na jego twarzy gości uśmiech.
Nagle odwrócił się, by odejść, gdy z nieludzkim wręcz wysiłkiem zadałem pytanie:
- O co chodzi? Czego ode mnie chcesz?
Mężczyzna zatrzymał się w przejściu i spojrzał na mnie oczami pogrążonymi w mroku. Już myślałem, że ponownie mnie kopnie, lecz nic takiego nie uczynił.
- Dowiesz się, gdy dojedziemy - odparł po chwili i stał w miejscu tak, jakby czegoś oczekiwał. Chyba czekał na jeszcze jedno moje pytanie. Na najważniejsze pytanie.
- A gdzie jedziemy? - wychrypiałem, plując przy tym krwawą flegmą. Człowiek w czarnym płaszczu nie odpowiedział, chociaż przez chwilę stał nade mną i miałem wrażenie, że zastanawia się co powiedzieć. Nie wie czy nie chce powiedzieć?, snułem przypuszczenia, będąc w całkowitej niepewności. Mężczyzna odwrócił się, by opuścić wagon, lecz będąc w przejściu, spojrzał raz jeszcze na mnie i udzielił mi odpowiedzi:
- Do piekła, synu. Do piekła.