Nowy Początek cz.III
Obudził mnie przenikliwy chłód poranka. Gdy
otworzyłem oczy spostrzegłem, że wszyscy poza mną gotowi są do drogi.
- Ktoś tu nie jest
rannym ptaszkiem – odezwał się Lothalt.
- Czemu mnie nie
obudziliście?
- Potrzebowałeś snu.
Podejrzewam, że ciemna śmierdząca cela nie sprzyjała miłemu odpoczynkowi.
-Masz rację – przyznałem.
- Zbieraj się.
Przekąsimy coś po drodze.
Poderwałem się na nogi i zabrałem za
siodłanie konia. Gdy byłem już gotowy zagłębiliśmy się w gęstwinę puszczy. Tępo
marszu było bardzo wolne. Nie chcieliśmy by konie doznały żadnego uszczerbku.
Około południa wjechaliśmy we mgłę tak gęstą, że nie widziałem niczego na
odległość większą, niż trzy kroki. Wraz z nadejściem mgły do mego serca zakradł
się niepokój. Spojrzałem na mych towarzyszy. Widać podzielali moje obawy, gdyż
rozglądali się nerwowo we wszystkich kierunkach, ręce trzymając na rękojeściach
swych mieczy. Konie pochrapywały niespokojne, one również wyczuwały
niebezpieczeństwo. Dla pewności aktywowałem jedno z zaklęć ochronnych zaklętych
w mym mieczu. Klinga poczęła żarzyć się błękitnawym światłem. Nie wiedziałem
czy to co nas obserwuje to człowiek. Pierwszy raz nie potrafiłem rozpoznać z
czym mam do czynienia.
- Czujesz to? – zapytał
mnie Eowik.
- Owszem, ale nie mam
pojęcia co to.
- Ja też, ale to coś na
pewno nie jest żywe.