Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XII
"Opowieści z Przeklętej Doliny" "Ucięta Mowa" Część XII-ta - Czy jestem o coś oskarżony? - Jeszcze nie. Dziwne, że pan o to zapytał doktorze. Popełniono morderstwo i chcemy, żeby pan się przyjrzał zbrodni. - Powinien się tym raczej zająć detektyw ale... - Ale nasz najlepszy detektyw zaginął i to też może być powiązane z panem, Pierre. Lekarz zatrzymał się na moment i spojrzał poważnie na Strażników. Nie zdziwiło go to, że znają jego imię i nazwisko - przecież na plakietce na drzwiach mieszkania pisało "Pierre Poitos - lekarz medycyny" - ale ich insynuacje. Przyglądał się uważnie mężczyznom ale oni nie mogli przyjrzeć się wyraźnie jego twarzy ponieważ wszyscy stali w cieniu kamienicy i światło lampy ulicznej padało tylko na Guardianów. Ale nie dostrzegł na nich żadnych emocji. - Ktoś pana widział gdy powoził pan dorożką, w której był detektyw John Mothman i jego siostra. Od tego czasu ślad po nich zaginął a przeszukaliśmy całe miasteczko. - kontynuował po chwili beznamiętnym głosem jeden ze Strażników. - Czy może nam to pan jakoś wyjaśnić? Młody lekarz ledwo mógł utrzymać swoje nerwy na wodzy. Poczerwieniał na twarzy i gdyby nie fakt, że miał do czynienia z funkcjonariuszami, to chętnie któremuś z nich przeprowadziłby trepanację czaszki. - Widocznie słabo szukaliście - odpowiedział z nieukrywaną złością w głosie. - Zróbcie to jeszcze raz. Odwrócił się i ruszył w kierunku czekającej na nich dorożki. - I to zrobimy. Przeszukamy wszystko, całe miasteczko, z mieszkańcami, piwnicami i ogrodami lekarzy włącznie - usłyszał za swoimi plecami. Nawet się nie odwrócił. W milczeniu wsiadł pierwszy do dorożki a za nim wsiedli Guardianie. - Do Motelu Casey. - rzucił jeden z nich woźnicy. Konie ruszyły galopem i pędziły jakby je sam diabeł gonił. Lekarz ledwo zdążył się ubrać i coś zjeść przed wyjazdem a po pięciu minutach w dorożce już tego zaczął żałować. Czuł jak wszystko mu w żołądku tańczy. Na szczęście trwało to około kwadransa. Odetchnął z ulgą gdy powóz zatrzymał się i drzwiczki się otworzyły. Oczom Pierre'a ukazała się rumiana, uśmiechnięta twarz furmana, który najprawdopodobniej liczył na pochwały za szybką jazdę ale zamiast nich spadł na niego grad przekleństw ze strony medyka. Furman tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując szczerby i dziury pomiędzy zębami. - Za dużo masz zębów, człowieku? - krzyknął lekarz wysiadając z powozu. Nerwy mu puściły i zamierzył się walizką na furmana. - Napaść i groźby w naszym prawie są karalne - usłyszał za sobą głos Strażnika. - Wasze również. - odparł nawet się nie odwracając. Co za rudera. Kto mógłby zatrzymać się w takiej norze? - zastanawiał się. Gdy tylko przekroczył próg motelu, ledwo się przy tym nie przewracając o stopień, doleciał go zapach spleśniałego jedzenia. - Gdzie jest ofiara? - zapytał. Miał nadzieję szybko przeprowadzić oględziny zwłok i jeszcze szybciej wydostać się na świeże powietrze. - W pokoju na piętrze - odpowiedział mu głos mężczyzny w sile wieku. Pierre rozejrzał się i dopiero po chwili zobaczył jego tajemniczego właściciela. Był to około sześćdziesięcioletni mężczyzna o głosie czterdziestolatka, stojący za szynkwasem służącym także za recepcję motelu. Pierre zbliżył się do niego i przyjrzał się uważnie mężczyźnie w świetle lampy stojącej na blacie. - Chciałbym, aby w czasie moich oględzin obecny był właściciel tego przybytku. - Ja jestem właścicielem. Lekarz jeszcze raz przyjrzał się mężczyźnie. - A kim była denatka? - Moją córką. - Chciałbym ją zobaczyć. Casey ze spuszczoną głową poprowadził ich do jednego z pomieszczeń. Trudno było nazwać je pokojem ale za niego miało służyć. Panujące w nim spartańskie warunki mogłyby odpowiadać tylko mnichom ale nie tylko im służyło. To, co zobaczył tak nim wstrząsnęło, że pierwszy raz od kilku lat zaczął żałować obranego zawodu. Miał przed sobą ciało młodej, pięknej kobiety. Kawałki jej ubrania leżały porozrzucane i zakrwawione po całej podłodze. Wśród nich zobaczył poucinane palce. Ich p