Niechciany Prezent
“Niechciany prezent”
Pod budynek stojący na skraju ulicy, podjechał wojskowy samochód. Z jego wnętrza wyskoczyło kilku żołnierzy, którzy energicznym krokiem skierowali się w stronę drzwi domu. Twarze ich zdradzały lekkie zdenerwowanie, ale i zarazem pełne skupienie się na celu misji. Każdy z nich wiedział jak ważna była to akcja i dlaczego sztab generalny tak szybko wdrożył plan działania. Jeszcze podczas porannej odprawy dowiedzieli sie, że mają odnaleźć i być może wyeliminować coś, co czaiło sie gdzieś w piwnicy domu, do którego się właśnie udali. Niby taka zwykła, rutynowa akcja dla nich – ludzi czynu – żołnierzy armii szwajcarskiej. Na wszelki jednak wypadek byli przygotowani na najgorsze, będąc uzbrojonym po pas, zespołem ludzi gotowych do zabicia wszystkiego co się rusza.
Lekkim, wyćwiczonym krokiem grupka ta dotarła do drzwi domu, a po ich otwarciu, zaczęła się rozglądać za wejściem do piwnicy. Po jego zlokalizowaniu, rozpoczęli schodzić w dół gęsiego, mając broń gotową do strzału.
Dowódca żołnierzy dotarł do piwnicy i zaczął bacznie rozglądać się za dużymi masywnymi drzwiami – stamtąd pochodził sygnał odbierany przez lokalizator. Spostrzegł je na końcu korytarza i pomyślał sobie:
- To nie będzie łatwa sprawa – wygląda jak twierdza.
Wiedział co to znaczy, gdyż było to wejście do jednego z wielu szwajcarskich schronów przeciwatomowych, zbudowanych jeszcze za czasów tzw. „zimnej wojny”.
- Cóż, u mnie w domu ludzie używają ich jako piwnic na pożywienie i skład dobrych win – zamyślił się.
- Tutaj niestety, ktoś chyba wpadł na inny pomysł – pewnie jakiś szaleniec – dodał po chwili w myślach.
Nie zważając na resztę żołnierzy, przypatrujących się mu z boku, zaczął uważnie badać drzwi, w celu ich otwarcia.
- Dajcie tu jakieś światło szeregowy! – krzyknął do stojącego obok żołnierza.
Ten szybko wydobył sporych rozmiarów latarkę i oświetlił pomieszczenie.
- Zrobione, panie kapitanie – energicznie odparł podekscytowany młody żołnierz.
Kapitan obmacał drzwi z każdej strony, próbując je otworzyć – niestety – ani drgnęły. Klucz otrzymany od dozorcy budynku, nijak nie chciał się przekręcić w zamku. Coś blokowało go od środka.
Potem już było tylko gorzej. Żadne szarpanie, żadne walenie nie pomogło – drzwi trwały w stoickim spokoju, drwiąc z tych co próbowali je sforsować. Dowódca postanowił jednak użyć czegoś o większym kalibrze.
- Dajcie mi tu sporą porcję szturmowego ładunku wybuchowego, musimy je wysadzić najszybciej, jak się da – skinął do swoich saperów, stojących za nim.
Ci szybko zajęli pozycję z przodu i zaczęli pieczołowicie zakładać ładunki na drzwi do schronu. Byli to profesjonaliści, więc po chwili byli gotowi do ich odpalenia.
- Panie kapitanie, gotowe, czekamy na rozkaz – odkrzyknęli
- Świetnie, wszyscy na swoje pozycje i zachować dystans – odpalajcie za 1 minutę – odpowiedział im szybko.
Po chwili saperzy, upewniwszy się, że wszyscy są bezpieczni, zaczęli odliczanie:
- 3....2.....1 – kryć się – groźnie odkrzyknęli.
Nastąpił wybuch i dźwięki rozdartej stali rozeszły się po całej piwnicy. Po dłuższej chwili, gdy dym i zapach ładunku nieco osłabł, oczom żołnierzy ukazał się dziwny widok. Jakimś cudem drzwi wciąż tkwiły we framudze i sprawiały wrażenie prawie nietkniętych. Kapitan podszedł do nich i zbadał ich stan. Wkrótce zauważył, że framuga była lekko naruszona, więc była szansa na ich otwarcie. Krzyknął do nich:
- Potrzebuję trzech ludzi, musimy spróbować je wyważyć.
Za chwilę grupa ochotników z kapitanem na czele, zaczęła się siłować z ogromnymi drzwiami:
- Bardziej w prawo, użyjcie łoma – tutaj – kapitan wskazał palcem szczelinę na framudze.
Drzwi zajęczały i lekko drgnęły.
- Dalej, dalej, więcej pary. Dajcie tu więcej ludzi – wykrzyknął poirytowany dowódca.
Dzięki wsparciu i ciężkiej pracy zespołu, drzwi schronu powoli zaczęły się odchylać, ukazując nieprzeniknioną czeluść za nimi.
- Stop, tyle miejsca mi wystarczy – zawołał kapitan – widząc, że otwór w drzwiach był już wystarczający.
- Wszyscy do tyłu, wchodzę - dodał za chwilę.
Wziął głęboki oddech, przeładował broń i w pozycji bojowej skierował się do środka.