Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część IX
i odchodzić, z szarości świtu wyłoniło się kilku mężczyzn. Wolnym krokiem podeszli do siebie. - Nikt was nie śledził? - zapytał Gvidon. - Nie, ale nie tego powinniśmy się najbardziej obawiać - odparł jeden z mężczyzn. Jego twarz przypominała maskę, na której nie malowały się żadne uczucia. Odkąd Gvidon go pamiętał, a znali się kilka lat, nie okazywał swoich uczuć. Samuel nie umiał powstrzymać swoich emocji i chwycił mężczyznę za kołnierz płaszcza. - Mów ważniejsze rzeczy. Znajomy Gvidona nawet nie spiorunował młodego prawnika. - Przyjechali. Samuel odetchnął głęboko. Z biciem serca czekał na potwierdzenie swego złego przeczucia i właśnie nastąpiło to, czego się tak obawiał. Osłabł z wrażenia, puścił mężczyznę i Gvidon musiał podtrzymać syna, żeby nie upadł. - To przez zmiany powietrza - wytłumaczył Gvidon. - Biedaczek, zawsze mu się to zdarza gdy wracamy z jakiejś podróży. - Zdawało mu się, że uwierzyli i oby tak było. - Gdzie są? - głos Samuela był cichy jak szum wiatru. - Śledziliśmy ich ale nic o tym nie wiedzą. John Mothman mieszka u Lady M. Prawnicy spojrzeli na siebie z niepokojem. Przeszli wraz ze zwiadowcami w ustronne miejsce i ukryli się przed niepotrzebnymi świadkami ich rozmowy, w budynku stacji kolejowej. Teraz, gdy już siedzieli w knajpce dla podróżnych i wolno sączyli piwo, mogli swobodnie rozmawiać. Mało w niej było trzeźwych ludzi i mało kto odważyłby się zaczepić czy podsłuchiwać rozmowę jedenastu ludzi. - Co on tam robi? - Moi informatorzy twierdzą, że z nią mieszka, podobno jak mąż z żoną. Gvidon nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. - Może właśnie to chce nam przekazać Cagliostro - powiedział słabym głosem Samuel, który długo nie mógł dojść do siebie. - Możliwe - odparł inny ze zwiadowców. - On także mieszka w tym domu. Gvidon, usłyszawszy to, zakrztusił się piwem. - Muszą się nienawidzić. A co z dziewczyną? - Uciekła nam. Żyje ale ciężko będzie ją odnaleźć. - Skoro ją zgubiliście to skąd pewność, że jeszcze żyje? - Była napastowana przez grupkę pijanych mężczyzn. Nie zdążyli jej zgwałcić bo uratowała ją... - nie wiedział jak to powiedzieć. Prawnicy, z jednej strony odetchnęli z ulgą, że Nikki nic się nie stało, ale z drugiej strony wyczuwali jakieś nieokreślone niebezpieczeństwo. - Kto? - dopytywał się Gvidon. - I gdzie to miało miejsce? - Niedaleko Klasztoru St. Mary. Oczy Samuela rozszerzały się coraz bardziej. - Kobieta. - Kontynuował ich rozmówca. - Ubrana w mnisi habit. I o bardzo dziwnym głosie. - Widziałeś jej twarz? - Nie, ale z jej całej postaci emanowała jakaś zielona poświata. Gdy dotknęła jednego z napastników poczułem swąd palonego mięsa i uciekał z krzykiem, jakby go obdzierano ze skóry. Pozostali napastnicy także się rozpierzchli w popłochu. - I nie widziałeś jej twarzy? - jeszcze raz zapytał Samuel. - Nie, stałem za daleko. Poza tym skryła ją pod kapturem. Prawnicy spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Podziękowali swoim rozmówcom, zostawili kilka złotych monet na zapłacenie rachunku i wyszli z budynku stacji, zostawiając mężczyzn przy pełnych kuflach. - Musimy spotkać się z Cagliostrem. - Ojcze. Myślisz, że to ona mści się po tylu latach? - Nie mam żadnych wątpliwości. Musimy znaleźć dziewczynę. - Ale gdzie? Gvidon milczał. *** Miejsce było dość przygnębiające. Odczuł to gdy tylko zbliżył się do marmurowej, zarośniętej bluszczem i powojem bramy. Lady M. Ostrzegała go przed Strażnikami ale żadnego z nich jeszcze nie spotkał na swej drodze. Nikt nie zatrzymał go nawet wtedy, gdy bez pozwolenia przeciskał się przez zardzewiałą, na wpół otwartą kratę. Zresztą zdawało mu się, że tak na prawdę cały cmentarz był bez dozoru. No, może tylko czarny kot był stróżem. Zwierzę uciekło z sykiem spod buta detektywa gdy mijał krzaki rosnące w pobliżu zaniedbanych grobów. Mothman dostrzegł tylko wystające żebra i liniejące futro kota. Długo do jego uszu dobiegało jeszcze miauczenie zwierzęcia ale sam kot zniknął gdzieś mi