Opowieści z innych światów - Mroźna Północ (Kira's version)
- Nudzi mi się - zagadnęła ponownie.
- No i co?
Karczmarz splunął na blat i zaczął brudną szmatą wycierać plamę - jak Kira miała nadzieję.
- No i... - dziewczynka zacięła się na chwilę. - Nie ma pan jakiegoś zadania, co to bym mogła zająć później tych dwu kretynów? - wskazała Dwaina i Daracha.
- Tych dwóch, jak to określiłaś, kretynów...? Nie. - Jego odpowiedź była całkowicie pewna i przemyślana.
- Ale...
- Nie. Nic. Idź już stąd, dziecko.
Machnął szmatą w jej stronę. Dziewczynka zrezygnowała. Odchodziła z żalem. Toż książki, które jej czytała mama, czy powieści opowiadane przez papę, zawsze uwzględniały karczmę lub tawernę, karczmarza i jego tablicę ogłoszeń, gdzie każdy łowca przygód mógł dostać jakieś zlecenie. Może źle się do tego zabrała? Nie podała hasła...?
Idąc tak przez pomieszczenie wsłuchiwała się w rozmowy innych. Miała nadzieję wyłapać cokolwiek. Chociaż nie liczyła na wiele. Wszędzie było cicho. Jeżeli już ktoś się odezwał, szeptał.
I nagle znów: ktoś wskoczył na stół, trzymając kufle w potężnych łapskach, upił łyk, to jest pół kufelka, piwa. Wtem kto inny wstał, zaczął wybijając rytm, a krasnolud - jak mniemała Kira - zaczął bełkotać. Innym to się podobało, bełkotali z nim. Czy to śpiew? Dziewczynka nigdy by się z nim nie zgodziła. Nigdy!
Tak idąc, usłyszała ten sposób mówienia. Nie umiała przewidzieć jaki dokładnie, ale był on taki! Wsłuchiwała się.