Opowieści z Hellsound. Bratnie dusze cz2
Nie potrafiła uronić ani jednej łzy. Czuła się tak, jakby wypadała z pędzącego pociągu - bez przerwy, minuta po minucie.
Dwóch mężczyzn ubranych na granatowo weszło do baru, otwierając drzwi z takim zamachem, że uderzyły w ścianę.
- Poszukujemy Missei Lardom.
Powolnym, wystudiowanym ruchem obróciła się w stronę drzwi. Ale wtedy odezwał się jaszczurzy mężczyzna, siedzący przy barze.
- A czego panowie chcą? Ta pani znajduje się pod naszą opieką. - powiedział, przesuwając dowód po ladzie.
Strażnicy podeszli. Jeden wziął dokument. Drugi przyglądał się kompletnie zimnej Mise. W końcu pierwszy kiwnął głową.
- Dobrze. W takim razie - miłego wieczoru. - powiedział.
Mise ścisnęła z całej siły szmatkę, lecz i tak nie zdołała się powstrzymać:
- Zabił ją?
Jej czysty głos poniósł się po pomieszczeniu, wszystko zamarło na chwilę, gdy policjanci przyglądali się zimnej dziewczynie za ladą.
Szybko podniosła się na tyle, by na czworakach rozejrzeć się wokół. Deszcz szumiał, uderzając o ulicę i przyklejając jej włosy do twarzy, wiatr gwizdał i dął, lecz ulica wydawała się pusta.
Dopóki coś nie złapało jej za kark i nie odciągnęło do tyłu.
- Naprawdę myślisz, że zdołasz uciec przed bólem, jaki zadałaś? - wyszeptał jej prosto do ucha.
- Odejdź! Ty już nie żyjesz! - pisnęła, wyrywając się z uścisku i na czworakach usiłując uciec. Strzelił w jej kostkę.
- Jeszcze nie skończyłem. - oświadczył z głosem drżącym od tłumionej wściekłości. - Miałem nie żyć przez to?
Przyłożył dłoń do brzucha, na którego środku miał dość wąską bliznę po głębokim nacięciu.
- Wierz mi, droga „mamo" - powiedział, robiąc krok w jej stronę - że nawet pumy nie mają serca w miejscu żołądka.
Łzy spływały po policzkach Balerine, gdy usiłowała się wycofać na siedząco.
- Zostaw mnie w spokoju! Nic złego nie zrobiłam! - krzyknęła rozdzierająco.
Sigel złapał ją za ramię, tuż przed jej twarzą trzymając nóż.
- Usiłowałaś mnie zabić za to, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Pozbawiłaś Mise ojca. Za to, że poznała mnie. Nigdy nie kochałaś nikogo oprócz siebie, Balerine. I teraz musisz zapłacić za to, że inni przez ciebie cierpieli.
Daleko w dole ulicy dało się słyszeć jakieś krzyki.
- Pomyślałem, że będziesz umierać długo tak, żebyś wiedziała co się dzieje. Co to byłaby za kara, gdybym uśmiercił cię jednym kłapnięciem?
Nożem zrobił głębokie nacięcie na jej prawym policzku, obserwując, jak wypełnia się krwią i łzami.
- Czego ode mnie chcesz? Żyjesz, możesz sobie robić z tamtą ofiarą co zechcesz... Czego jeszcze ode mnie chcesz? - krzyknęła.
Wtedy przemienił się w pumę, jednocześnie wciąż stojąc obok.
- Sprawiedliwości. - oświadczył grobowym głosem, zanurzając pumie kły w boku Balerine.
Jej krzyk poniósł się ulicami Hellsound, zamieniając się w łkanie, gdy postrzelił ją w prawy bok.
- Hej! Zostaw tę kobietę!
Sigel powoli się obrócił. Stał teraz w swojej ludzkiej postaci naprzeciwko ośmiu uzbrojonych robotników. Płacz Balerine ledwie się przebijał przez hałas ich oddechów.
- To nie wasza sprawa. Odejdźcie.
W myślach wykalkulował, że zdoła wycelować i strzelić Balerine w głowę, nim którykolwiek z nich naciśnie spust.
- Nie będziemy tolerować więcej rządzących nami zmiennokształtnych! - krzyknął jeden z nich, biorąc go na celownik.
A więc zabiliby go, cokolwiek by zrobił, czy zabije Balerine czy nie.
Mise czeka! Ma kilka sekund nim strzelą, zdoła uciec!
Błyskawicznie zamienił się i pognał w dół ulicy. Lecz jeden z robotników miał niezły cel i trafił go...