Opowieści z Hellsound. Bratnie dusze cz2
Przytaknęła czując, że głos odmówi jej posłuszeństwa.
To Sigel nachylił się nad barem i wycisnął na jej ustach gorący pocałunek.
- Bądź na pewno. - wyszeptał, nim opuścił motel.
Po szklance spływała kropla. Mise wytarła ją kciukiem, patrząc jak rozmazuje się po szkle. Cień zasłonił ladę.
- Chyba najlepiej będzie, jak położysz się spać. - wyszeptał barman, prosto do jej ucha.
- Nie mogę. Wkrótce muszę wziąć parę rzeczy i iść na skrzyżowanie Szkarłatnej z Liliową Aleją.
- Nie zapomnij zabrać drobiazgów z szafki nocnej.
Pokiwała głową. W szufladzie szafki nocnej leżał mały pistolet. Schowali go tam na wszelki wypadek, wiedząc, że ostatnio coraz więcej rozruchów było na mieście.
Podniosła się i poszła na piętro.
6.
Noc należała do jednych z najciemniejszych w Hellsound. Wiał straszliwie zimny wiatr, a deszcz ostro zacinał. Latarnie usiłowały oświetlić trochę ulicę, lecz nawet te niezbite musiały się wysilić.
Balerine szła powoli na sztywnych nogach, pod oba ramiona podtrzymywana przez kochanka. I tak już cudem zdawało się przekonanie jej, by zaprzestała wrzasków.
Latarnia przed nimi zatrzeszczała złowieszczo, mrugnęła i zgasła. Mężczyzna przyłożył dłoń do ust Balerine, zanim ta zdążyła krzyknąć.
- Uspokój się, to tylko latarnia. - powiedział cicho, powoli odsłaniając jej usta.
Odwróciła się gwałtownie.
Przy końcu ulicy, tuż przy kręgu światła stała wysoka postać, ubrana na ciemno. Wyglądałaby na mało zainteresowaną przechodniami - opierająca się o ścianę i z jedną ręką w kieszeni. Gdyby nie wzrok utkwiony w Balerine i wielka spluwa w drugiej dłoni.
- Schowaj się za mną. - powiedział mężczyzna.
Bał się, że uciekająca kochanka stanie się łatwym łupem dla szaleńca, który właśnie odsunął się od ściany i spokojnym krokiem zaczął się do nich zbliżać. W jednej chwili znalazł się tuż przed mężczyzną, patrząc błękitnymi oczami w jego oczy i z uśmiechem złośliwej satysfakcji wypisanym na twarzy.
- Umówimy się. - wyszeptał Sigel. - Oddasz ją w moje ręce, a ja pozwolę ci bezpiecznie stąd odejść.
- Mam lepszą propozycję. Oddasz mi pistolet, a ja pozwolę bezpiecznie odejść tobie.
Sigel westchnął. I oddał dwa strzały w klatkę piersiową mężczyzny.
Balerine pisnęła, uwalniając dłoń z dłoni trupa i ruszając biegiem w górę ulicy. Sigel stał nieruchomo, czekając aż dobiegła na odległość dostateczną, by zaczęła mieć nadzieję. Wtedy zamienił się w pumę i pomknął boczną uliczką.
Tymczasem Balerine potknęła się o własne nogi i wywróciła. Szybko podniosła się na tyle, by na czworakach rozejrzeć się wokół.
Barman wycierał powoli szklanki, każdą przeglądając pod kątem czy nie ma smug. Właśnie uniósł jedną pod światło i przez szkło zobaczył wchodzącą do środka parę: dziewczynę, usiłującą ukryć się pod mokrym kapturem i bardzo wysokiego, chudego mężczyznę z krótko ostrzyżonymi włosami. Odłożył szklankę.
- Co się stało, powinniście już być ukryci. - wyszeptał.
- Sigel nie przyszedł. Potrzebujemy więcej ludzi do poszukiwań, więc przyprowadziłem Mise tutaj.
Barman przyglądał mu się z kamiennym wyrazem twarzy. Dopiero jego trzęsący się głos zdradził emocje.
- Sigel... nie przyszedł? - powtórzył. Opuścił głowę i przełknął ślinę. - Chodź Mise, musisz udawać, że pomagałaś mi tutaj w pracach przez cały czas. - wyszeptał.
Skinęła głową. Zrzucając mokrą kurtkę i łapiąc jakąś szmatkę, by udawać, ze sprząta - czuła rosnącą pustkę w sobie. Wiedziała, że Sigel nie uciekłby w jakieś inne miejsce, skoro miał załatwione najbezpieczniejsze schronienie w całym Infarno. I, że nie przeciągałby sprawy niepotrzebnie na wiele godzin wiedząc, że wszyscy na niego czekają. A więc...