Opowieści podróżnika. Rozdział trzeci część pierwsza. Przed nami długa droga.
- Witajcie. Zmierzacie do stolicy?
- Witaj. Zawsze myślałem że najpierw trzeba się przedstawić - odezwał się właściciel rudej brody. Sądząc po spojrzeniach reszty, był on szefem tej trójki.
- Masz rację, przepraszam. Ja jestem Evan.
- Miło mi cię poznać. Ja mam na imię Kalin, ale możesz mi mówić Gruby.
- Jestem Kirimizi, ale mów mi Rudy.
- Moje imię to Ince, ale wszyscy mówią na mnie Chudy. - Jako że nie dzieliła nas duża odległość, podał mi rękę.
- Wracając do twojego pytania, niestety przybyliśmy tu niedawno i jeszcze nie znamy nazwy stolicy tego kraju. - Rudy był lekko zawstydzony swoją niewiedzą.
- Łatwo ją zapamiętać. Nasza stolica to Leonoria.
- To faktycznie łatwa nazwa. W takim razie tak, zmierzamy w tamtą stronę. A ty młodzieńcze, gdzie jedziesz? - Chudy wtrącił się do dyskusji.
- W tą samą stronę.
- To wspaniale chłopcze... - zawołał radośnie Gruby.
- Nie nazywaj mnie chłopcem - uciąłem mu.
- Daj spokój, mamy po czterdzieści pięć lat, a ty może z dwadzieścia - zaśmiał się. Co prawda dzisiaj były moje dziewiętnaste urodziny, ale postanowiłem im tego nie wyjawiać. - W każdym to bądź razie raczej nie nosisz swojego miecza od parady, prawda? Mieliśmy eskortować tę karawanę razem z pewnym czarodziejem, ale ten odłączył się od nas w ostatniej wiosce. Chcesz zająć jego miejsce?
- Ile płacicie? - zapytałem się jego szefa.
- Pięćset na dzień. - W pierwszej chwili myślałem że się przesłyszałem. To była dziesięć razy wyższa stawka niż normalnie! Tyle że skoro tyle płacą to towar jest pewnie wyjątkowo cenny lub niebezpieczny.
- Co przewozicie?
- Zamówienie waszego króla, jak mu tam było? Randal? Chyba jakoś tak - powiedział konny.
- Owszem. Co zamówił? Coś na cerbery?