Opowiadania wybrane
Rzecz o wiosennych figach
Czesławowi Ryszce
W ciągu dwóch długich, ciągnących się ponad miarę miesięcy zimowych w miasteczku
Lezzeno nad brzegiem jeziora Como nigdy nie wschodzi słońce.
W tym swoistym czasie przedłużonego adwentu trwającego od połowy grudnia aż do połowy lutego, przychodzi na miasto pora snu, dziwnego letargu, kiedy to mieszkańcy nie mogąc
wyraźnie określić granic dnia i nocy, otulają się szczelnie w opończe smutku i przygnębienia.
Widać wyraźnie, że czegoś im brakuje, czegoś, co stracili wraz ze zniknięciem słońca,
lecz początkowo trudno dokładnie ustalić istotę tej straty. Dopiero po pewnym czasie, jakby oswa-
jając się stopniowo z panującym półmrokiem, zauważyłem nie bez zdziwienia i przestrachu,
że brak mi nieodłącznego zwykle kompana włoskich wędrówek, do którego towarzystwa przy-
zwyczaiłem się niepostrzeżenie. Nie posiadałem tutaj wcale własnego cienia.
Uspokoiłem się nieco, stwierdzając wkródce podobną ułomność u pozostałych istot
żywych, a takżę przedmiotów martwych, co napełniło mnie radością otrzymania jak gdyby hono-rowego obywatelstwa miasteczka.
Wiedziałem, żę upodabniając się do ogółu, nie mogę już być przedmiotem żartów, docin-
ków i złośliwości. Po prostu nie było mi czego zazdrościć.
Wyzbywszy się obaw, z tym większą wnikliwością przystąpiłem do badania scenerii uliczek. Niebawem zaobserwowałem, że bez cienia ludzie czuli się bardzo niepewnie. Widocznie
zwykli byli podpierać się nim bezwiednie, sami nie wiedząc o tym. Teraz, kiedy zabrakło im tej,
zdawałoby się, niepotrzebnej, iluzorycznej istoty, tego przyklejonego do obuwia dowodu osobistego własnego istnienia, zmuszeni byli przytrzymywać się ścian domów albo siebie na-
wzajem.
Psy kręciły się w kółko, udając zabawę w pogoń za uciekającym nieustannie ogonem, lecz
w istocie były to rozpaczliwe próby odnalezienia własnej tożsamości.
Jedynie koty, prawdziwi sybaryci, wydawały się zadowolone z zaistniałego stanu rzeczy,
lecz moła to być tylko poza przyjęta na użytek statystyczny, dla zmylenia opinii publicznej.
Figowce nie widząc słońca, zahamowały swój naturalny proces wegetacji, wstrzymując