Oni
On
Adam ma trzydzieści pięć lat, mieszkanie w centrum miasta, psa i ciężki rozwód za sobą. Po rozstaniu z żoną odszedł z biura projektowego, w którym razem pracowali i założył własną firmę. Pracuje siedem dni w tygodniu. W piątki chodzi z kumplami na piwo. Wypijają parę kolejek, wypalają parę paczek papierosów i grają w bilard. W niedziele wpada do rodziców na obiad, a w środy gra w piłkę nożną. Wieczory spędza ślęcząc nad papierami, a w przerwach wychodzi z psem na spacer. Cierpi na bezsenność. Sypia po dwie, trzy godziny na dobę. Jest samotny, ale ceni sobie spokój, który z trudem udało mu się wreszcie odzyskać.
Adam rozwiódł się rok temu, ale ciągle jeszcze nie ma ochoty na randki, chociaż kumple najchętniej zeswataliby go w ciągu miesiąca. Nie wyobraża sobie, że mógłby znów zacząć wszystko od nowa. Te wszystkie zobowiązania, deklaracje, uczucia, które później wyparują gdzieś w przestrzeń, a on dostanie obuchem w głowę. Już raz musiał budować wszystko od nowa. Kiedy żona pewnego wieczoru dwa lata temu trzęsącym się ze zdenerwowania głosem oświadczyła mu, że odchodzi myślał, że to głupi żart. Do dziś nie wie co przeoczył i dlaczego nie domyślił się, że ona kogoś ma. Spakował w godzinę całe swoje życie i wyszedł bez słowa. Zostawił jej dom, nie chciał nic, co kojarzyło mu się z przeszłością. Rozwód miał być czystą formalnością, ale po paru miesiącach jego żona zmieniła zdanie i poprosiła go, żeby wrócił. Bo tamten to był błąd, a ona kocha tylko jego. Tak naprawdę rzucił ją kochanek, a ona nie wyobrażała sobie życia bez mężczyzny. A Adam już nie wyobrażał sobie życia z nią. Skłamała przed sądem, że jest z nim w ciąży, krzyczała, że nigdy nie da mu rozwodu. Żadnej ciąży nie było, a kolejne rozprawy stały się żenującymi spektaklami. W końcu rozwód udało się przeprowadzić, ale oboje przypłacili to niemalże załamaniem nerwowym. Po czymś takim chciał tylko spokoju.
Adam uważa, że samotność naprawdę nie jest zbyt wygórowaną ceną za spokój. Czasem czuje się prawie szczęśliwy. Kiedyś miał plany, chciał mieć rodzinę, dzieci, domek w górach. Teraz najlepiej czuje się na kanapie przed telewizorem z pudełkiem pizzy i psem leżącym w nogach. Nawet jeśli ma czasem ochotę przyznać się kumplom, że tęskni za kimś jeszcze w swoim życiu nigdy nie powie tego głośno, bo wtedy już zupełnie nie dadzą mu spokoju.
Adam odbiera tego wieczoru telefon, który ponownie przewróci jego przewidywalne życie do góry nogami. Jego siostra marudzi przez piętnaście minut do słuchawki, że ma zaproszenie na kolację do znajomych, w fajnej okolicy na obrzeżach miasta i żeby wreszcie wyszedł z domu i oderwał się od pracy i telewizora, bo zgnuśnieje do reszty.
Adam zgadza się, bo tak ceni święty spokój, że zrobi wszystko, żeby przestała gadać. Szybko kończy rozmowę z mocnym postanowieniem, że jutro jakoś wykręci się od tej wizyty pilnym projektem do zrobienia. Ogląda kawałek głupawego filmu sensacyjnego i zasypia na kanapie.
Oni
Anna z samego rana jedzie na zakupy. Dziś wieczorem robi kolację dla swoich znajomych. Jest rozkojarzona i nie może się skoncentrować na sklepowych półkach. Zapomina kupić kurczaka, a zamiast pietruszki kupuje szczypiorek. Wraca z powrotem powtarzając sobie w myślach, że jest starą i sklerotyczną wariatką. W dziale owoców i warzyw niezdarnie wpada na stoisko z owocami, z którego wysypują się zielone, wypolerowane jabłka.
Adam w tym samym czasie pakuje do wózka mrożonki, zapas na kolejny tydzień. Warzywa na patelnię, pizza, ryba w panierce, tarta ze szpinakiem. Urozmaicony mrożony repertuar. Po dziesięciu minutach oboje stoją w kolejce do tej samej kasy. Adam przygląda się ładnej blondynce, która podaje kasjerce kilka tacek filetów z kurczaka, jakieś zielsko i kilka zielonych jabłek. Z roztargnieniem grzebie w torebce w poszukiwaniu portfela, a kiedy go wreszcie znajduje i otwiera, monety z brzękiem wysypują się na zakupy. Anna nie widzi nikogo wokół, jak zwykle myśli o niebieskich migdałach. Płaci, pakuje zakupy do torby, zbiera porozrzucane na taśmie drobne. Po paru minutach oboje wsiadają w tym samym momencie do swoich samochodów zaparkowanych pod supermarketem i odjeżdżają.