ON &on
Lato, 2008 roku ( post scriptum)
Od tamtego momentu upłynęło sporo czasu i wiele się wydarzyło. Mieliśmy być szczęśliwi. Planowaliśmy nawet zaręczyny. Tak. Planowaliśmy, to czas przeszły. Wszystko układało się do lipca 2008 roku. Ja byłam jego, a ON mój. Wtedy bowiem znowu nastąpił kryzys. Znowu potykałam się o własne życie i używałam maski. Jednak nie trwało to długo. Zaledwie po tygodniu znowu było dobrze i wszystko wróciło do normy. Jednak mam wrażenie, że los wyjątkowo mnie doświadcza.
Była niedziela
Wybraliśmy się całą paczką nad jezioro. I tam…
Jego szwagier próbował mnie zgwałcić. To było piekło. Poczułam wszystkie te uczucia, o których czytałam wcześniej w książkach. To straszne uczucie, czuć się źle za samą sobą. Bóg jeden wie, jakim cudem udało mi się uciec. Wszystkie złe chwile nadal siedzą we mnie. Jednakże staram się z tym wszystkim uporać; zwalczyć w sobie.
Po raz kolejny poczułam się bezpieczna, gdy mój ukochany stanął w mojej obronie. Nie musiałam, nic tłumaczyć. Wystarczyło jedno słowo. Jeden gest. Całą jego rodzina, wraz z żoną szwagra, stanęła po mojej stronie.
Tylko ja byłam „ogłupiała”. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Sytuacja, nie była jasna. Nie mogłam od tak, iść na policję i zgłosić tego.
Jakże pokrętny jest nasz umysł. Znowu postanowiłam ochronić się, uciekając. Zerwałam.
Takie wyjście wydawało mi się najlepsze. Nie pomyślałam o jego uczuciach. Nie chciałam widzieć tamtego mężczyzny.