"Masażysta"
Alan Ksawery Batycki-Kostrzew,tak przedstawił mi się pierwszy raz taki wspaniały mężczyzna.Poznałam go na spacerze po plaży ,pewnego wieczoru.Lata temu na równie ciekawych i wspaniałych wakacjach jakie spędzałam w jego rodzinnej miejscowości. Fakt,że go poznałam to nie taki przypadek.Ja byłam wesołą nastolatką, a on potężnym postawnym mężczyzną o ślicznych wielkich bardzo ciemnych brązowych oczach. Potarganych wiatrem czekoladowych włosach czarnych jak heban.Skóra doskonale zabarwiona letnim słońcem,a dodatkowo ta męska postura,niczym u długoletniego atlety.Taki bym powiedziała cherubinek,chłopak niczym z żurnala.Pamiętam gdy go wtedy zobaczyłam miał podwinięte białe lniane spodnie z dużymi kieszeniami,oraz turkusową koszulę,kusząco zapiętą tylko na parę guzików... a jego notowania wzrosły niebotycznie do góry gdy zobaczyłam u niego wielki srebrny zegarek na grubej bransolecie. Zawsze powtarzałam,że mężczyzna który nosi zegarek to mężczyzna odpowiedzialny,ale nie wiem skąd takie myślenie, tak miałam i już. Trochę się natrudziłam żeby go wtedy zainteresować swoja osobą ale się udało. No i oboje byliśmy zadowoleni,a nawet można by rzec jak to w jednej piosence było on miał wakacje koloru blond a ja właściwie,właściwie to we wszystkich kolorach tęczy...
Potem spotykaliśmy się jeszcze parę razy w różnych już zaplanowanych okolicznościach.Wówczas poznaliśmy się bliżej. I cóż mogę powiedzieć,ten Alan to cudowny człowiek. Jego ojciec weterynarz więc naturalnie kochał zwierzęta,zwłaszcza małe pieski- to takie urocze zawsze myślałam.Alan był bardzo ambitny,dlatego zaraz po maturze postanowił żyć na własne konto i wyprowadził się z rodzinnej sielskiej i anielskiej miejscowości do wielkiego miasta i rozpoczął studia. Zapomniałam dodać najważniejsze,pan Batycki to jednak trochę hrabia. Mieszkała w dworku, jego rodzina posiadała herb a nawet własna tradycję. Miała bardzo duży udział w państwie i co za tym idzie zasłużone miejsce jego hierarchii.Ale rodzina Batyckich nie wykorzystywała honorów i przywilejów jakie zostały im nadane. Gdyby nie to bogactwo to napisała bym,że to prosta rodzina katolicka o bardzo głęboko zakorzenionych własnościach patriotycznych i miłości do ojczyzny. Ale ten dwórek jaki mieli i posiadłość nad morzem... to już samo w sobie marzenie dla połowy ludzi na świecie,a dworek przerobiony na dom mieszkalny z wybiegiem dla koni i lecznicą dla zwierząt to już bajka sama w sobie. Ale mimo iż to wspaniałe miejsce nie o tym chciałam pisać. Alan w ogóle to wyprowadził się studiując do małego mieszkanka na poddaszu i na moje słowa zazdrości zawsze odpowiadał,że jemu nic nie jest szkoda. Taki dwór to nic dobrego;zimą ciężko ogrzać stare mury i ponad trzymetrowe pomieszczenia. Okna małe i latem słońce nie może przebić się promieniami poprzez grube niczym teatralne zakurzone i ciężkie zasłony... No ale cóż ja i tak mu zazdrościłam,ale przede wszystkim bardzo podziwiałam. Nie wiele osób z taka sytuacja jaką on miał wybrało by życie na własny garnuszek. Odważny chłopak,piękny i odważny tak zawsze powtarzałam koleżankom.
Kiedy spotkaliśmy się ostatnio przyniósł mi swoja książkę,własną. O wdzięcznym tytule"Masaż Zborowskiego na każdej sofie" Rozbawiło mnie to,ale zaraz zrozumiałam,że ma to być książka która trafi do wszystkich, do każdego domu do młodych i do starszych. Miła pokazać, że podstawowy masaż możemy sobie sami wykonać w domu. Dla przyjemności dla zabawy dla zdrowia nawet albo posłużyć się nim do innych celów. Alan postanowił swoja posiadana wiedzę przekazać ludziom w mniej naukowy, a bardziej przystępny sposób. Po przeczytaniu i obejrzeniu tej książki myślę że mu się udało. Długo rozmawialiśmy o tej właśnie publikacji,Alan chwalił się ,że dzięki temu rozwiną skrzydła, zrobił coś sam. A co najważniejsze pomogło mu to w rozkręceniu własnego salonu masażu. Sama książka przysporzyła mu nowych klientów a zwłaszcza klientki,bo mimo upływu lat nic mu nie brakowało do tzw bożyszcza damskich serc. Skusiłam się więc na masaż w jego gabinecie i zrobienie mu profesjonalnej reklamy w nowoczesnych mediach.