Ogień zemsty 2,5
- Bądź gotowa, Księżniczko na to, że ten nieszczęśnik sprowadzi tu bandę rozbójników, przed którymi będziemy musieli umykać.
Przemilczała tą uwagę, jednak jej mięśnie napięły się, gotowe w każdej chwili pogonić Milady do ucieczki. Wkrótce potem nieco dalej rozległ się szum i zza krzaków wyłonił się Kho.
- Proszę, Księżniczko. Ścieżka jest mało widoczna, więc trzeba będzie co jakiś czas sprawdzać, czy wciąż nią podążamy.
Ukłonił się dwornie.
Księżniczka rzuciła pełne triumfu spojrzenie na Pissa, nim wjechała między zarośla i wzięła towarzysza z powrotem na koński grzbiet. Teraz zauważyła, że faktycznie biegnie tędy ścieżka.
Jechali nią dłuższy czas, a drzewa zaczynały rosnąć coraz gęściej. Zaczęły też zmieniać się ich kształty. Chorobliwie powyginane, z sękatymi zgrubieniami sprawiającymi wrażenie brodawek. Wyglądały na wymęczone długim życiem.
Co jakiś czas Kho musiał schodzić z końskiego grzbietu, by sprawdzać czy trzymają się ścieżki. Posuwali się przez to niemożliwie powoli, co zaczynało ich irytować.
Nagle Piss wstrzymał Szubka.
- Zbliżamy się do kraju Knaphów. Przyjemniej byłoby jednak go ominąć...
- Chyba, niestety, ścieżka przecina kawałek ich krainy. Ale, oczywiście, postaramy się samych Knaphów unikać. – obiecał Kho.
Na drzewach pojawiało się coraz więcej chorobliwych znaków. Ich korony natomiast stopniowo stawały się coraz gęstsze, aż w końcu ilość przebijającego się światła była tak mała, że żadne krzewy nie były w stanie tu rosnąć.
Ścieżka chwilami znikała z ich oczu, zagubiona wśród na wpół zgniłych liści. Zawierzyli Wędrowcowi, który chwilami szedł pochylony nad ziemią, szukając minimalnych jej śladów.
Musieli być teraz absolutnie cicho. Wjeżdżali w miejsca wzięte w posiadanie przez Knaphów. Był to mały ludek, żyjący w koronach drzew, na drzewach także grzebiący swoich zmarłych. Miejscami ich pochówku były właśnie sękate brodawki.
Byli oni także bezwzględni dla obcych, wchodzących na ich terytorium. Czyhali na najniższych gałęziach, licząc na przybycie zwierząt, które potem wciągali na drzewa i dzielili między siebie. Nie gardzili też zdobyczą w postaci człowieka...
Dlatego niezbędnym stało się zachowanie ciszy. Nawet wierzchowce to wyczuwały, starając się stąpać jak najciszej.
Księżniczka poczuła mrowienie w karku, świadczące o tym, iż są pod obserwacją. Przez chwilę zapragnęła pogonić Milady i opuścić już ten przeklęty kraj; pohamowała tę chęć z wielkim trudem.