Ody do wody!
-Kim jest ta raperka, która zadekowała się w krzakach ziela?
-Kim?
-Kimberly? To imię zza granicy.
-Co ty wygadujesz, to jest Marta z ekipy naukowej, która będzie tutaj stacjonować przez najbliższe tygodnie.
-Ach, znajoma nigdy niewidziana... powiem jej, że dzień jest dobry.
-Nie tarasuj, lepiej sprawdź, co dzieje się teraz na terasie, albo czy na naszym tarasie tercet majstrów położył już terazzo.
-Oj, ojcze, zaraz usłyszę, że nigdy nie byłeś młody.
Tryton szybko pokonał spiralę schodów, przepłynął przez bramę miasta i po chwili stał przed Martą, która upychała niebieskofioletowe liście w pełnej już kieszeni.
-Witam rymującą dziewczynę, nie przeszkadzam?
-Nie, cześć, może zielonego?
-No pewnie, daj przypalić, mniemam, że długo ćwiczysz rapowanie?
-Ćwiczę, gdy tylko wolny czas mnie ma.
-Dziewczyno, masz falę w gardle, to twój śpiew kazał mi przypłynąć, jestem Tryton.
-Marta, miło mi, ty pewnie mieszkasz w Podwodnym Mieście?
-Tak, jestem szefem ekipy Hę, chcemy dożyć, naszym zadaniem jest czuwanie nad bezpieczeństwem braci mniejszych, chronimy wodę przed śmieciami. A ty co tu robisz?
-To mój pierwszy raz pod wodą, lecz stale piedestalę się jej odą, należę do grupy badawczej Lupy, zrobimy pomiar dna, przeprowadzimy parę wywiadów z mieszkańcami miasta, chcemy jak najwięcej dowiedzieć się o morskim świecie.
-Byłem na lądzie parę razy i przyznam, że do tego miejsca nie chowam żadnej urazy, wręcz przeciwnie, nurtujące są nurty waszej sztuki, z której nurtem płyną ludzkie sztuki, omijając wyspy natury. I ta kultura zabawy! Ale mniejsza o to, jestem tutaj, ponieważ spontan twoich dźwięków wędzi wdzięk, działa jak wędka, uzda bez wędzidła. Proszę, zaśpiewaj jeszcze raz, traf we mnie pięknem.
-Jesteś bardzo uprzejmy, niewielu osobom podoba się mój śpiew. Specjalnie dla kumpla, ekstra gęg nawijka.
W rośliny, wokół których stali, weszło poruszenie. Przyrody reakcja na rytm rapu, nagły rozkwit morskich krzaków, otoczenie rozbłysło lawowymi kolorami.
-Widzisz? Nie tylko ja odżywam, kiedy śpiewasz. Opowiedz mi o związkach miłosnych między ludźmi, jak to wygląda na lądzie?
-Afekt jak knot, człowiek taje jak wosk.
-Spotykasz się z kimś na górze?
-Przez długi czas byłam sama, nie było mi z tym źle, lecz niedawno Artur dołączył do naszej grupy...
-Jesteście parą?
-Tak. A jak twoje sprawy sercowe?
-Ojciec ciągle mi radzi, żebym się w końcu ustatkował, rzucił cumę w którymś z portów, ale to chyba nie dla mnie. Byłem związany z syreną z dalekiej krainy, gdy pewnego razu w związku z wakacjami wybrałem się za Bałtyk. Niestety związek oksytocyny ulotnił się przez, teraz już wiem, moje i jej przesadne przywiązanie do rodzimych stron. Jest jeszcze Wiła z Podwodnego miasta, która chce być, jak ona to nazywa, jaszczem dla mojego działa, ale na mnie to nie działa...
Do pary, od strony miasta, przypłynął warkot Grażyny.
-Marto, taktu niewarte trawki dymki, wrotki w troki, pora traktu powrotu, wartko ku wrotom!
Marta pożegnała się z Trytonem, ten odbił się od dna i popłynął w stronę powierzchni wody. W pewnym momencie wpadła nań rozpędzona Wiła. Wiła, młodziutka dziewczyna, zdrowa twarz, włosy niby promienie, ciężki uśmiech, koszula z wodorostów luźno leżąca na szczupłym ciele. Wiła chciała złapać Trytona za dłonie, ale Tryton odsunął się od niej.
-No co ty?
-Cześć, Wiło.
-O co chodzi? Podejdź do mnie.
-Nie chcę, to bez sensu, nasza relacja, choć to czysta przyjemność, nie ma dla mnie więcej sensu. Mogiła. Tak będzie najlepiej.