OBRAZ esej
św. Jana od Krzyża. A to gasło światło, a to opanowywało go znużenie, a to Marcin prosił wszystkich na posiłek. Zapachy wędzonej szynki, prawdziwego chleba, nie pozwalały na myślenie o czymś innym. Trzeba było wszystko rzucić i zacząć jeść. * * * - Może mu podpowiemy gdzie ma iść, kogo zapytać o ten wiek dwudziesty? – powiedział Marcin do zgromadzonych w jego dworku gości – Podpowiemy, a właściwie może byśmy ostrzegli wszystkich. Panowie, co wy na to? - Ja napisałem „Biesy” – odrzekł Dostojewski – Tam wszystko jest. Niech się w nie wczytają, i zrozumieją wszystko. To jest zapowiedź. - Ten pożar na razie jest w głowach paru ludzi. Jest jeszcze nadzieja, że się nie rozprzestrzeni. My tutaj sporządzimy listę miejsc, gdzie rodzi się to, co zatryumfuje w wieku dwudziestym, a nawet później. Poślij tam Jaśka, niech patrzy, niech zobaczy jak rodzi się zło, ale i dobro. Te słowa wyrzekł ksiądz Robak. - Ksiądz u nas, jak to miło – rzekł Marcin. - Marcinie, postać stworzona ręką mistrza żyje wiecznie. Pamiętasz, co pisał Goethe w swym „Fauście”: „Znowuście przy mnie, wy chwiejne postacie Których mi onyż śnił się zarys mdły Zaliż wam każę żywym kształtem stać się?” Tak. Goethe stworzył „Fausta”, tam również są odpowiedzi na nasze pytania o dwudziesty wiek. Ksiądz Robak poczęstował gości tabaką, i posłał listę, by każdy wpisał miejsce, które odwiedzi Jasiek. - Ja – rzekł Robak – już się nachodziłem. Wiecznym emisariuszem zrobił mnie mistrz Adam. Odpocznę trochę, niech młodsi teraz przejmą mą służbę. Jasiek udzielał się w książkach, które nazwano „Chata, którą wieki roztrącą”, i „Wnet zapragną skrzydeł”. - Te tytuły autor wyciągnął z moich rapsodów – rzekł Juliusz – Czy ktoś mnie pytał o zgodę? A zresztą… ważne, że czytają… * * * „Nie ma Go tu – powiedział Anioł Magdalenie…” Ten fragment wiersza, dotyczący tego niesamowitego poranka, przeczytał Juliusz postaci, która raz była Wolandem, raz Mefistem, raz Cziczikowem. Bo właśnie podjechał pojazd, którym podróżował Cziczikow. Była to duża bryczka na resorach, a jej właściciel wypoczywał w salonie Marcina. Cziczikow miał niesamowity dar dostosowania się do otoczenia. Sprawiał wrażenie, jakby zawsze tutaj przebywał, jakby zawsze skupował dusze na litewskich i polskich wsiach. - Panie Marcinie, czy ma Pan jakieś martwe dusze, chętnie kupię, dobrze płacę. Widzi Pan, papierowe rubelki mam, dużo rubelków. - Martwe dusze? – tutaj nie ma martwych dusz. Tu są ludzie, którzy trwają zawsze, tu są ludzie, którzy stworzyli dzieła, które zapewniły im nieśmiertelność. Na przykład pan Gogol. Mikołaj Gogol. * * * Cziczikow – diabeł,skupuje dusze rosyjskie, ale to jest mała skala. Wiek XX pokaże dopiero skalę działania Złego. Juliusz Słowacki spędził w Szwajcarii kilka lat swego życia, kilka lat swego życia spędził tam człowiek o mongolskich rysach, który zasiał zło w rosyjskich duszach na wielką skalę. Niewyobrażalną. * * * Ten człowiek o mongolskich rysach wypełnił dokładnie plan Diabła, zasiał zło, kłamstwo i zbrodnie, w nagrodę Diabeł zrobił go bogiem. Ale Diabeł nie byłby sobą, gdyby nie kłamał i oszukiwał. Oszukał diabeł człowieka o mongolskich rysach, gdyż zamknął go w szklanej trumnie, i kazał udawać boga, albo faraona. * * * A w dworku Marcina zgromadzeni Rosjanie zacni, to jest: Anna Achmatowa, Mikołaj Gogol, Fiodor Dostojewski, Sergiusz Jesienin. Zastanawiają się, czyby Borysa Sawinkowa, terrorystę wszechczasów, nie posłać do Szwajcarii z zadaniem, aby unieszkodliwić tego człowieka, zatrzymać jakoś, może pociąg wykoleić, który zmierza do Petersburga. Widzą jednak, że nie można nic zrobić, widzą, że biesy z całej Rosji czekają na wodza, czekają na znak, i doczekają się. Historia musi się dopełnić. * * * Słuchajcie kochani goście moi , ot