OBRAZ esej
ie z jego testamentu ktoś rzuci na szaniec w 1944 w Warszawie. Miliony wydarzeń małych i dużych, a wszystkie ważne, celowe, i sens mające. Nie zawsze dla nas jasny. No ale cóż my… * * * „W kurhanach tylko zostanie pamiątka I w pieśni długiej wędrownego dziada, Żem żył – chwasty mi porosną na grobie… Inny was anioł rozmiłuje w sobie…” Jaki inny anioł? Co ty piszesz Juliuszu w tym Paryżu? Albo „chwasty mi porosną na grobie…” Chwasty? Na Wawelu? Piszesz „Króla-Ducha”, bo te wersy, piękne wersy z „Króla-Ducha” przecież, a piszesz o sobie i Król-Duch to przecież ty. I jaki może być inny anioł? Zjadaczy chleba może przerabiać w anioły tylko inny anioł. A jak piszesz żeś anioł, no to tak jest. Tobie chyba można wierzyć. Tobie trzeba wierzyć. W końcu widziałeś twarz Boga w ogniach całą. A my… nie. * * * Gdy autorze o nas nic nie piszesz, trwamy w bezruchu. Czujemy się jak książki, na których zalega warstwa kurzu. My tu w tym dworku, który stworzyłeś siłą swojej wyobraźni czekamy kiedy przyjdziesz, albo Jaśka wyślesz, aby przyprowadził kogoś, czy porozmawiał z nami. - Jeśli sięgasz po „Króla-Ducha”, i czytasz, choć mało co rozumiesz – ja to wiem – to ja żyć zaczynam – rzekł Juliusz. - Albo jeśli czytasz o Raskolnikowie, to ja wiem, że jesteś w Petersburgu, moim mieście – powiedział Dostojewski. A bezruch to śmierć. A po to tworzyliśmy by książka żyła. Chcemy ciągle rozmawiać, mamy przecież tyle do powiedzenia. No dobrze, ale czemu Juliuszu wykreśliłeś taką strofę twego „Króla-Ducha”? „Czasem się do mnie cudowna dziewczyna Przybliży… i tak wichrem tonów kręci Że jako wietrznym skrzydłem koła młyna Nakryje ducha… i wyrwie z pamięci…” Dlaczego ta strofa niedobra? - Już nie wiem. Pisałem w gorączce, wizje przychodziły, odchodziły, co jedna to lepsza. Tak myślałem. Trzeba było się spieszyć. Ale widzę, że nic nie zginęło. Czytajcie jak chcecie, ale czytajcie, ja to pisałem dla was, tych co przyjdą po mnie za sto, może dwieście lat. Wszystko się zmieni, ja to wiem, ale pytania co jest za zasłoną pozostaną. I nie wierzcie tym, co mówią, że nic nie ma, bo każde wydarzenie, każda chwila, każda rzecz świadczą o tym, że tam coś jest. Zasłuchany Marcin wyrwał się pierwszy: - No to powiedz Juliuszu, co jest? - Powiem, ale… jeszcze nie teraz. * * * Roman Brandstaetter wszedł do salonu Marcina z Biblią w ręku. Całe godziny spędzał w bibliotece Marcina i czytał. Czytał przede wszystkim Biblię, bo czytanie tej Księgi nakazał mu ojciec i dziadek. I wnikał pan Roman w każdy werset, w każde słowo, i myślał co ono oznacza na dziś, na teraz, na jutro i na wieczność. A dzisiaj całe godziny spędził nad wersetem 9. Psalmu. „… zgubiłeś występnych, imię ich na wieczne czasy wymazałeś…” Popatrzył Roman po gościach zgromadzonych w salonie, i pomyślał, kto z nich takie zło czynił, że Pan imię jego wymaże. Imię jego będzie pustym dźwiękiem. * * * Autor umieścił nas wszystkich (a ilu jeszcze tutaj przybędzie?) w dworku swego prapradziadka Marcina, bo dworek dla niego, to Arkadia, to świat cudowny, bezpieczny, ale przecież nieruchomy – powiedział Juliusz do Józefa Ignacego Kraszewskiego, który obmyślał kolejną powieść o dziejach Polski. Te same gesty, rytuały, przez wieki nic się tutaj nie zmieniło. Chleb miał taki sam smak przez dziesiątki, setki lat, wino też, krajobraz się nigdy nie zmieniał, wszystko trwało w bezruchu. I pan, panie Kraszewski, to wszystko pięknie opisuje. Tych dziwaków kresowych, te typy piękne, ale przecież śmieszne, zacofane. Ależ pan mądry, panie Słowacki – odrzekł z przekąsem autor „Starej Baśni”. * * * „Całą potęgą ducha cię wyzywam Człowieku przyszły” Ten werset Juliusz przeczytał wszystkim podniesionym głosem. Skąd u niego t