Nowy Początek cz.III
- Musicie zdać sobie
sprawę z tego, że czasem to co widoczne jest na pierwszy rzut oka, nie zawsze
jest tym czym się zdaje. Wy widzicie śmierć, zniszczenie i chaos. Ja natomiast
widzę życie, nowy początek i ład. Ład, który nastanie w momencie naszego
triumfu.
- Ale za jaką cenę? –
wtrąciłem.
- Żadna ofiara nie jest
zbyt wysoka do poniesienia, gdy w grę wchodzi szczęście i pokój wszystkich. Dla
was to niepojęte.
- W jaki sposób
wskrzeszanie zmarłych ma pomóc? Czy to jest wasz sposób na szczęście?
- To nie nekromancja
jest naszym sposobem na osiągnięcie celu. Za jej pomocą chcieliśmy was zatrzymać
nim tu dotrzecie. Niestety nie udało nam się. Badania jakie prowadzimy wymagają
ofiar złożonych na ołtarzu postępu. Wszyscy ci, których tak zawzięcie szukacie,
przysłużyli się naszej sprawie. Dzięki nim zrobiliśmy krok na przód. Cel jest
już blisko, czy tego chcecie czy nie, tego nie da się zatrzymać. W całym
królestwie są setki ludzi nam podobnych, ludzi światłych, wyprzedzających myślą
epokę, w której przyszło im żyć, nie lękających się szukać nowego. Ściga się
nas jak zwierzęta, nazywa rzeźnikami, straszy dzieci opowieściami o nas, nie
chcą aby nasze odkrycia wyszły na jaw. Chcemy dać ludziom do ręki narzędzia,
dzięki którym uczynią świat takim jakim być powinien od początku. Świat bez
tyranów wyzyskujących narody, prowadzących ludzi na rzeź z pieśnią na ustach. W
imię czego. Sprawiedliwości? Honoru? To tylko puste, nic nie znaczące hasła.
Człowiek powinien żyć tak jak dyktuje mu jego własne sumienie.
Musiałem przyznać, że wizja jaką roztoczył
przede mną była zachęcająca. Oczywiście każdy szaleniec o swym dziele mówi z
pasją i przekonaniem. I to właśnie była pułapka, w która próbował nas wciągnąć.
Nie miałem zamiaru w nią wpadać. Desperacko próbowałem wymyśleć plan działania,
który pozwoliłby nam wydostać się z tej beznadziejnej sytuacji. Jednak nic nie
przychodziło mi do głowy. Po raz pierwszy, sam przed sobą musiałem przyznać się
do porażki. Mieliśmy jedynie dwa wyjścia: albo dołączymy i ocalimy życie, albo
zginiemy z ich ręki. Dla mnie wybór wydawał się oczywisty, przetrwanie było
najważniejsze. Nie wiedziałem jednak czy dla mych towarzyszy honor nie okaże
się ważniejszy.
Już miałem zgodzić się na przystanie do naszego
wroga, gdy po raz kolejny wypadki potoczyły się torem, którego w żaden sposób
nie mogłem przewidzieć. Powietrze
zapachniało świeżo, jak po przejściu burzy. Salę wypełnił nagły, oślepiający
rozbłysk światła. Mimowolnie zmrużyłem oczy i przesłoniłem je przedramieniem.
Obok nas zmaterializował się mężczyzna w stroju identycznym jak te, w które
odziani byli Lothalt i jego drużyna. Uniósł dzierżony w ręku kostur i z wielką
siłą uderzył nim w otaczającą nekromantów barierę. Rozległ się potężny huk a
srebrne iskry posypały się we wszystkich kierunkach. Mężczyzna sforsował magiczną
przeszkodę i wpadł pomiędzy klęczących siejąc śmierć. Nawet nie stawiali oporu,
umierali w ciszy zupełnie jakby ich życie nie miało dla nich żadnego znaczenia.
Staliśmy w osłupieniu przyglądając się dziełu zniszczenia jakie dokonywało się
na naszych oczach.