Nowy Początek cz.III
- Mistrzu! – wykrzykną
Lothalt gdy ostatnia z zakapturzonych postaci dokonała swego żywota. Cała
piątka zgięła się w ukłonie, oddając cześć przybyłemu mężczyźnie. Ten odwrócił
się w naszą stronę. Dyszał ze zmęczenia, czoło zroszone miał kroplami potu.
Podszedł do nas wolnym krokiem i położył rękę na mym ramieniu, szczerze się
przy tym uśmiechając.
- A więc to ty jesteś
Vaynekan Mayhalt – jego głos działał kojąco, nie pasował zupełnie do jego srogiego
oblicza. Twarz poznaczoną miał licznymi bliznami, oraz pokryta siecią zmarszczek, zdradzało to, iż był człowiekiem
leciwym, mimo tego zachował młodzieńczą sylwetkę oraz kondycję.
- Miło mi, że mogę cię
w końcu poznać Vaynekanie – wciąż oszołomiony nie mogłem wydusić z siebie
słowa. – Pozwól, że rzucę nieco światła na to co przed chwilą zaszło – jedyne
na co mogłem się zdobyć, to lekkie skinienie głową potwierdzające moją gotowość
do wysłuchania opowieści. Mistrz ( jak nazwał go Lothalt ) zaczął się
przechadzać po Sali stukając swoim kosturem o kamienną posadzkę.
- Mam nadzieję, że nie
daliście wiary ich słowom – spojrzał na nas wymownie.
- Nie Mistrzu! Ani
przez chwilę! – padła odpowiedź ze strony Lothalta.
- To dobrze – kopnął jedną
z rozstawionych świec, gorący wosk rozlał się po zimnej kamiennej posadzce i
natychmiast zastygł. – Słyszeliście zapewne o sztuce zwanej alchemią – jak było
mi wiadomo, alchemia była zakazana na terenie całego królestwa – To za jej
pomocą, mieli zamiar osiągnąć cud, o którym mówili. Szukali sposobu na
pozbawienie człowieka woli. Pozbawienie go więzi z innym człowiekiem. Ludzie stali
by się bezmyślnymi marionetkami, które po pewnym czasie związali by swoją wolą,
by na gruzach starego, powstało nowe królestwo. Wystarczyło by zatruć wszelkie
ujęcia wody. Byli o krok od sukcesu.