Nowy Eden
***
Magda - jego jedyna miłość od czasu wypadku nie żyła. Minął jakiś tydzień od jej śmierci. On nie czuł jednak smutku czy żalu, po tym ja zgwałciła ją i zabiła grupa pijanych nastolatków. Nie pragnął nawet zemsty. Ktoś mógł powiedzieć, że ta wiadomość do niego jeszcze nie dotarła. Tak jednak nie było, ponieważ on przestał cokolwiek odczuwać. Smutek, radość, gniew czy też nawet miłość były dla niego całkowicie obcymi pojęciami. Wraz z jej śmiercią umarła w nim ostatnia cząstka człowieczeństwa. Następnego dnia miał odbyć się pogrzeb, jak to wynikało z krótkie rozmowy, którą odbył z ojcem Magdaleny. Nigdy wcześniej nie widział płaczącego mężczyzny w jego wieku, no może w kinie w którym też rzadko bywał. Nie wiedział, czy uda się na pogrzeb, jedyne czego teraz chciał to udać się do domu.
Nowy Eden
Świat wokół niego zawirował naglę. Przez moment ujrzał jakąś postać, a potem stracił przytomność. Obudził się znajdował się ciemny pomieszczeniu, które było przepełnione wyjątkowo nieprzyjemnym zapachem. Z oddali docierała do niego jedynie odrobina światła, pozwalała ona jednak po pewnym czasie potrzebnym wzrokowi na przystosowanie się zobaczyć szczegóły, które normalnie przeraziłyby go. Całe pomieszczenie wyłożone było ludzkimi szkieletami, zrobiono to w taki sposób, że układały się one w specyficzny wzór. Zwyczajny człowiek na jego miejscu przestraszyłby się. On się jednak nie bał się wcale, nie był nawet pewny czy jest człowiekiem. Szedł obojętnie w kierunku wyjścia nie zważając nawet na to, że od czasu do czasu miażdży znajdujące się na jego drodze kości.
Po jakiś piętnastu minutach znalazł się na powierzchni. Wyjście stanowił sporych rozmiarów ozdobny portal, który wykonany był z lśniącego metalu. Wzory na wylocie jaskini przedstawiały ludzkie postacie, których jednak nie potrafił rozpoznać, chociaż wydawały się one dziwnie znajome. Było to dziwne jednak nie bardziej dziwne niż otoczenie w jakim się znajdował. Stał na szczycie pagórka porośniętego drzewami, których kształt zdecydowanie odbiegał od powszechnie mu znanego, choć dostrzegł tu także znane mu gatunki. Najbardziej niezwykłe z tego wszystkiego było jednak niebo, które miało kolor zieleni wpadające delikatnie w błękit. U stóp pagórka dostrzegł coś co z wyglądu przypominało wioskę, zdawało mu się, że z jednej z chat wydostaję się dym.
Tym bardziej zagłębiał się w nowo poznany świat, tym bardziej zdawał mu się on cudny i niezwykły. Schodząc w dół spotkał już miniaturowe słonie bez trąby, które zajadały się trawą czerwonego koloru oraz małpy polujące na coś, co przypominało królika z tym wyjątkiem, że posiadało dwie pary uszów. Wszystko wydawało mu się takie obce, ale też w niezwykły sposób znajome. Przez pewien czas szedł przed nim lis, który nie bał się go wcale i sprawiał wrażenie zaciekawionego jego obecnością. Mijał też strum, którego nie dostrzegł z góry. Woda była tak krystalicznie czysta jakby ktoś wcześniej specjalnie dla niego ją oczyścił, a odbijające się w niej promienie słońca, wręcz namawiały do j
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora