Nocna zmiana
***
Amelia z oddziału zamkniętego leżała przypięta pasami na swoim łóżku. Oszołomiona po ostatnich dawkach leków nie do końca była świadoma co się dzieje wokół niej. Czuła jednak mimo wszystko ból szyi. Nie wiedziała, czy to, że ktoś ją dusił, było prawdą czy urojeniem. Jako niedoszła samobójczyni, która próbowała się wieszać, miała w głowie i tak więcej scenariuszy niż mogłaby ogarnąć w danej chwili. Nie czuła się mimo wszystko bezpiecznie w pustej sali przypięta do łóżka. Izolatka nie była pierwszej nowości. Granatowa farma na ścianie odpadała powoli i ze starości (już nawet personel nie pamiętał kiedy ostatnio oddział przechodził remont) i z drapania paznokciami przez poprzednich lokatorów tego pokoju.
Po cieniach na ścianie mogła jedynie rozróżnić czy był dzień, czy noc, choć i to zdawało się być złudne przez ostre światło wpadające z korytarza. Kiedy ostatnia dawka psychotropów powoli zaczynała ustępować, dziewczyna nieco przytomniała. Na kostkach i nadgarstkach czuła o wiele za mocno zaciśnięte pasy, a z każdym przełknięciem śliny czuła jakby pas i na swojej szyi. Co jakiś czas słyszała kroki na korytarzu. Musiał być dzień, bo wieczorem aż tyle personelu raczej nie zajmowałoby się tym oddziałem.
Po kilku godzinach kroki i szmery za drzwiami ustały. Cień też nieco wyblakł. Zapadał zmrok. Zasnęła, mając wokół siebie ciszę. Przebudziło ją dopiero ostre światło w wielkiej sali. To nie była już jej izolatka. Pomieszczenie było o wiele większe, a gdy uniosła głowę, zobaczyła łuszczącą się farę na suficie. Powietrze było tutaj inne, bardziej wilgotne. Co jakiś czas dobiegały ją kapiące krople wody wokół. Wiedziała, że ktoś jest z nią w sali. Usłyszała skrzypienie drzwi. Zaraz potem kroki za swoimi plecami i plusk odkręcanej wody. Próbowała się rozejrzeć i wstać, ale łańcuch na jej nadgarstku jej nie pozwalał. Chwilę później poczuła ręce na swojej szyi. Nie było to już żartem zdezorientowanego umysłu. Uścisk był silny.