Niechciany Prezent

Autor: ubik
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wtem jego twarz stężała, a z ust wyrwało się krótkie:

-  Auuuuu, jasna cholera!!!
        Kapitan poczuł wielki ból w ramieniu i tam też skierował swój wzrok. Ku jego przerażeniu tkwił tam ogromny pazur, który był częścią czegoś, co w pierwszej chwili sprawiało wrażenie jakiejś owłosionej łapy. W odruchu obronnym wyszarpnął go z munduru i tracąc równowagę, upadł bezwładnie obok szafy. Po chwili zobaczył, że wyłania się zza niej jakiś stwór – wielka kupa mięsa.
         W jednej chwili zaczął nerwowo szukać karabinu, który leżał gdzieś obok niego. Kątem oka zauważył, że asekurujący go żołnierz, przeładował broń.....
          -  Boże, co to k....wa jest? – pomyślał kapitan.
Gdy tylko odwrócił głowę w stronę istoty zza szafy, jego mózg jeszcze zarejestrował, jak to coś wyskoczyło w jego kierunku....

 

 

* * * * * *

 



 

 

 

KILKA DNI WCZEŚNIEJ

 

Dorodny gołąb dostojnie wylądował na parapecie okazałej kamienicy. Miał ochotę na tych kilka kawałków chleba, które leżały blisko okna na rogu budynku. Stąpajac powoli po krawędzi parapetu, dotarł do okruchów i zamarł. W jego oczach odbijała się sylwetka mężczyzny, który przypatrywał mu się uważnie.
         Jednak po chwili, ptak z pełnym zapałem zabrał się do konsumpcji chleba, widząc brak reakcji ze strony człowieka. Erik, bo tak właśnie miał na imię ów mężczyzna, z ciekawością obserwował taniec gołębia na parapecie.
       -  Mam partnera do lunchu – roześmiał się w myślach i dorzucił mu kilka nowych okruchów chleba. Gołąb wpadł w euforię i zapominając o człowieku, pogrążył się w swojej uczcie.
        Mężczyzna opierając się o framugę okna, łapał pierwsze promyki wiosennego słońca. Okno to znajdowało się na trzecim piętrze dużej kamienicy w centrum Zurichu. Była to siedziba szwajcarskiego Instytutu Biotechnologicznego, który nadzorował krajową produkcję żywności i stał na straży czystości genetycznej upraw w Helwecji.
        Erik był doświadczonym pracownikiem, mającym na koncie 10 długich lat pracy w tejże instytucji. On sam miał jednak wrażenie, że jego kariera nie toczyła się tak, jak tego oczekiwał. Rozpoczęty doktorat na Uniwersytecie Technicznym (ETH) nie dawał mu zbyt wiele satysfakcji, gdyż prowadzący go profesor, nie dażył go dużą sympatią. Czuł, że oczekiwał on od niego większego zaangażowania, którego nie mógł mu jednak okazać, z powodu pełnoetatowej pracy w Instytucie.
        -  Potrzebuję czegoś przełomowego, czegoś co mój profesor wreszcie doceni, a wtedy będzie mi „jadł z ręki” – rozmarzył się trochę, przegryzając kanapkę i obserwując gołębia za oknem.
       Godzinna przerwa na lunch minęła bezpowrotnie i chcąc, nie chcąc Erik musiał wrócić do swojej pracowni. Zamknął okno i skierował się w głąb korytarza. Pracownią Erika było tzw. „open space”, gdzie dzielił swoje codzienne wzloty i upadki z koleżanką Niną i nielubianym kolegą Stephanem.
       Nina była młodą i atrakcyjną dziewczyną, która asystowała w ich codziennych zadaniach badawczych. Dzięki jej obecności, obaj panowie wypracowali jakąś nić współpracy, co było w pewnym sensie cudem, biorąc pod uwagę ich wrodzone współzawodnictwo. Stephan wręcz nienawidził Erika za jego postawę tzw. „samca alfa”, którą starał się okazywać wszystkim dookoła. Erik zawsze wszystko wiedział najlepiej i nawet, gdy czegoś nie znał, potrafił kłamać jak z nut.
       Stephan z kolei, był człowiekiem spokojnym, skupionym na swoich badaniach i nie marnował energii na czcze gadanie. Ta pracowitość była „solą w oku” Erika, który nie mógł przeboleć, że kolega po fachu tak szybko piął się po szczeblach kariery w Instytucie. Cały ten splot „samczych” animozji, był dobrze znany Ninie, która mimo młodego wieku, była na tyle mądra, aby nigdy nie dopuścić do eskalacji konfliktu.     
      -  No kochani – król Juliann – Wasz ukochany Pan i Władca właśnie przybył do swojej komnaty – wykrzyknął Erik wchodząc do pracowni.
      -  Okażcie mu swój szacunek – dodał wyniośle po chwili.
      -  Zamknij się durniu, znów robisz z siebie błazna – zripostował szybko Stephan i jak gdyby nic wrócił do swoich zajęć przy stole laboratoryjnym.
      Erik miał już przygotowaną odpowiedź, gdy nagle Nina, czując co będzie dalej, zapytała się go wprost:
     -  Oj Erik, Erik, chyba zbyt dużo kreskówek oglądasz. Czyżbyś był fanem Julianna z Madagaskaru?
Erik jakby zapomniał o Stephanie i bez zastanowienia złapał Ninę w pasie i zaczął z nią tańczyć na środku pokoju:
     -  Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało – krzyczał głośno śmiejąc się.
     -  I ciągle ci mało, mało, mało – odpowiedziała mu Nina, najwyraźniej dobrze się bawiąc.
     Mina Stephana, który obserwował ich z boku, mówiła sama za siebie – był totalnie zdegustowany.
     Mimo, że Erik był trochę „prymitywem”, Nina lubiła z nim przebywać, bo zapominała przy nim o monotonii codziennej pracy i zadań.
     -  Ok, Erik wystarczy tego, wracamy do pracy – Nina zatrzymała się i wyswobodziła z jego ramion.
     -  Czemu? Bawmy sie dalej, odrobimy zaległości jutro – ciągnął Erik proszącym tonem.
     -  A nie jesteś ciekawy, co za „prasówkę” przygotowałam wam dzisiaj?
     -  A co tam może być ciekawego, pewnie same odgrzewane historie?
     Nina zrobiła duże oczy i biorąc spory oddech, zapytała się:
     -  To ty nic nie wiesz? Nie czytasz gazet, nie oglądasz TV?
     -  A co mam wiedzieć? Co się stało?
     Dziewczyna siadła na krześle i kontynuowała:
     -  Znów mamy aferę „wołową” w Europie...Wszędzie gdzie nie spojrzysz, tylko konina i  konina. Firmy normalnie powariowały z ta koniną...oszustwo i biznes kosztem człowieka.
     Erik przeglądając jakieś papiery na stole, odpowiedział jej:
     -  Eee tam, to już było. Najpierw choroba „szalonych krów”, potem świńska grypa, zatrute ogórki, a teraz „końskie” krowy. Coraz mniej mnie to już dziwi, bo nasza praca w Instytucie, to jak walka Don Kichota z wiatrakami – jednych nakryjesz, dziesięciu nowych zaraz się znajdzie.
      Po tej konwersacji, reszta dnia upłynęła im pod znakiem intensywnej pracy. Erik i Stephan nie odzywali się do siebie, pochłonięci własnymi zadaniami. Nina im nie przeszkadzała, bo sama była zajęta segregowaniem materiałów badawczych i pracą na komputerze.
      Gdy wybiłą godzina 17., jak to przystało na „zapracowanych” Szwajcarów, całą trójka zaczęła zbierać się powoli do domu.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ubik
Użytkownik - ubik

O sobie samym: Debiut...
Ostatnio widziany: 2013-04-12 15:37:19