Niebieskie Anio³y
S±siad przychodzi³ zawsze z butelk± wódki. Wita³ siê s³owami:
- Niech bêdzie pochwalony Jezus Chrystus, ¿egna³ siê, zanim przest±pi³ próg i musia³ siê nieco pochylaæ, by nie uderzyæ g³ow± o futrynê.
Jankowi wydawa³o siê, ¿e to jaki¶ olbrzym wchodzi do domu, szczególnie kiedy nie by³o pr±du i siedzieli za sto³em, przy kopc±cej lampie naftowej, przy której dziadek co rusz co¶ grzeba³, lub ¶wiecach, gdy zabrak³o nafty. Cieñ s±siada wydawa³ siê ch³opcu gro¼ny i tajemniczy, wiêc na czas pobytu, by nie sta³o siê nic z³ego i aby z³o, które byæ mo¿e s±siad przyniós³ ze sob±, nie rozgo¶ci³o siê w domu, próbowa³ broniæ go modlitwami, wzywaj±c na pomoc niebieskie anio³y.
- To jak bêdzie drogi s±siedzie? – zaczyna³ rozmowê Jasnota, odbijaj±c butelkê wódki i rozlewaj±c j± do dwóch kieliszków. Babcia nigdy z nimi nie pi³a, chocia¿ czasem, przy dobrym humorze wypija³a kieliszek z dziadkiem lub przy okazji imienin, gdy w domu, zazwyczaj cichym i spokojnym, roi³o siê od ¶miechu doros³ych, rozgrzanych wódk± oraz dzieci, ganiaj±cych siê i buszuj±cych w ka¿dym zakamarku, w poszukiwaniu ukrytych tam skarbów.
Kobieta na czas nieprzyjemnych dla niej rozmów, krêci³a siê przy piecu, szykuj±c co¶ na jutro, zajmowa³a siê darciem pierza, lub ³ataniem dziur w spodniach mê¿a i wnuka.
- Sprzedacie s±siedzie ogród? – dopytywa³ zainteresowany po pierwszym kieliszku, bior±c w d³oñ chleb i w±chaj±c go, choæ na stole by³a naszykowana przez babciê wêdlina: kie³basa, kaszanka, pasztetowa, boczek, wszystko wyrobu w³asnego, bo jak¿e inaczej. Wszytko to, co wiele, wiele lat potem wspomina³ Jan Stok³osa, z niesmakiem jedz±c marketowe, zafoliowane, niby wêdliny.
Powtarza³ za ka¿dym razem ten sam rytua³: wódka, obtarcie wierzchem d³oni ust i w±sów, pow±chanie chleba i to samo co zawsze pytanie:
- Dobry chleb, ¿ytni, czuæ, ¿e nie ze sklepu. Sami¶cie piekli kumo?
- Od dawna ju¿ chleba nie piekê – gderliwie odpowiada³a kobieta.
- Wnuk przywióz³. Z piekarni jego dziadka. A, ¿e dobry, to dobry, nie kupicie takiego w geesie.
- Tu macie racje, kumo. Wróæmy jednak s±siedzie do tematu – zwraca³ siê do starego Stok³osy, znów nalewaj±c wódki – To jak bêdzie? Sprzedacie, panie s±siedzie?
Stary Stok³osa wypija³ wódkê, resztê jaka pozosta³a w kieliszku, te kilka kropel strz±sa³ na pod³ogê i odpowiada³ to, co odpowiada³ zawsze:
- Ano, nie sprzedam, mi³y s±siedzie. Póki si³ w piersiach i pary w rêkach, nie sprzedam!
- Spójrzcie, kochany kumie. Zostali¶cie sami. Dzieci daleko, wam, za przeproszeniem si³ brak, by o to wszystko dbaæ, a do tego koñ wam pad³. Sprzedajcie chocia¿ ³±kê, t± za torami, pod lasem.
- Nie sprzedam!!! – piê¶æ starego r±bnê³a w stó³, a¿ zabrzêcza³o szk³o, a ch³opiec pocz±³ jeszcze gorliwiej siê modliæ i prosiæ niebieskie anio³y o pomoc, by s±siad sobie ju¿ poszed³, dziadek siê nie z³o¶ci³ i znów w domu by³o tylko s³ychaæ tykanie ¶ciennego zegara.
- Nie denerwujcie siê s±siedzie. Nie, to nie. K³óciæ siê nie bêdziemy. Tylko was proszê, gdyby¶cie kiedy mieli sprzedawaæ, pamiêtajcie, ¿e ja jestem pierwszy.
Wstawa³ wówczas od sto³u, nieco chwiejnym krokiem, wypita wódka i ciep³o zrobi³y ju¿ swoje i podchodzi³ do starego, by go wy¶ciskaæ.