Nie wiedziałem, że anioły umieją płakać
, który zalewał moje wnętrze falą euforji ciepła i czegoś bliżej nieujętego jeszcze w słowa.Słowami Piekary mógłbym rzec.. "moja droga lejesz miód na moje serce..."-Idę do domu. Wyrzuciła krótko Wi i tym samym enty już raz dzisaj wyrwała mnie z moich rozważań. To chyba ta pogoda, ciśnienie rośnie albo spada... łgałem sobie do siebie w myślach... uśmiechając się pod nosem... taaa... mam dzisaj zdecydowanie dobry humor.-Jesteś głupia. Idż stąd.Nie obraziła się mimo moich starań, choć wiem, że za tak sformułowane słowa przyjdzie mi kiedyś ją przepraszać, ale coż mógłbym rzec, zachowujesz się jak głupia... z tego bym się wybronił, ale co tam poniosę tą ofiarę bo mam pomysł... zanim się obejrzałem dostałem pięknego tosta, siadł jak złoto jak Małysz na mamuciej skoczni w harachowie tam kiedyś przed laty..było z nią gorzej niż myślałem.-masz okres czy co? Rzuciłem oskarżycielsko. No i przegiąłem, albo jestem już blisko..-poczekaj Wi.. powiedziałem bardzo łagodnie i tak jaby się nic nie stało.Nie jesteś głupia, przepraszam. Usiadła i widziałem jak napięcie z jej twarzy uchodzi powoli i topnieje.Co ty pierdolisz?! Przed momentem usłyszałam zupełnie coś innego i nie wiem czy ja... mam problem z uszami czy ty ze mnie szydzisz uważając mnie za małolata i idiotkę.Kipiała... jak czajnik kiedy wstawiam sobie na gaz by zrobić kawkę i czekam... czajnik gwiżdzę... miają sekundy... jest... najpierw ojciec drze sięz zamkniętego pkoju...Czajnik!!! milczę i czekam... Głośniej CZAJNIK!!! to mój młodszy brat... hehe... wychodzę przed trzecim pianiem i gaszę gaz i w spokoju zalewam kubek... to zabawne jak łatwo i jak mocno można wpłynąc na czyjeś emocje i zachowanie.Wi umoralniała mnie jeszcze jakąś dobrą chwilę, ale nie słuchałem jej. Teraz mogłem sobie na to pozwolić.Całą moją uwagę przykuła jej buźka słodka teraz jak cukierek. Uwielbiam kiedy się złości, jak większość tych z którymi się widujemy w naszej powiedzmy paczce znajomych jest do cna złośliwa jak gremlin i jednocześnie impulsywna, a kiedy jest impulsywna staje się słodka... jak teraz. Fakt z tym trzeba trochu uważać, żeby nie przegiąć bo się mogą pogniewać... technika wyczucia granicy dla przeciętnego myślącego człowieka dość szybko przychodzi wraz z doświadczeniem.Z gracją wyuczoną u najznamieńtszych grzeczności z powagą pozwoliłem jej zakończyć ostatnie słowa.Szczerze to miło było dostać w papę wiedzą, że jej to trochę ulży z barków , z głowy... i pewnie jak wróci do domu to nie będzie miała ochoty trzaskać drzwiami i wyrzywać się na rodzinie czy psie. Warto było pomyślałem. W końcu jestem terapeutą... zaśmiałem się w myslach jakby to miało jakieś znaczenie.Z racji moich dość osobliwych i czasem kontrowersyjnych sposbów radzenia sobie z obniżaniem poziomu ludzkiego cierpienia i bólu raczej nie popracowałbym za długo w jakiejkolwiek z klinik w kraju. I dobrze, wolę terapię indywidualną.Ponadto nie taak dawno wyczytałem, że dobro czyni się w milczeniu... to prawda. -idę do domu. Tym razem głow Wi nie był podniesiony lecz zmęczony.-nie chcesz się dowiedzieć? -chce, ale nie pozwolę byś tak do mnie mówił, nie pozwolę by ktokolwiek tak do mnie mówił.-Masz rację Wi. Ta moja koleżanka, przyjaciółka.. mniejsza o nazewnictwo. D. -która D. Ta o której mysle. -taaa... właśnie ta. Więc...-nie zaczyna się zdania od więc..-widzę Wi, że chodziłaś na trzebniką do szkoły i chyba uczęszałaś na polski u pani M.-zgadza się. Usmiechneła się serdecznie.-Ejj... teraz to ty przerywasz, przeszkadzasz i zaraz zapomne przez ciebie...-widzisz jak to jest... lubi się bestia pastwić... trumfowała i pozwoliłem jej napwać się tym zwycięstwem. Patrzyłem wlepionym wzrokiem na nią z lekko opuszczoną szczęką i nie wiedziałem co mam powiedzieć.. Wypadłem bardzo przekonywująco. Wi na pewno teraz czuła się górą, pewnie też myślał, że w końcu jesteśmy