Nie wiedziałem, że anioły umieją płakać
ądza się na przykład oscypka, po prostu gotowano je żywcem a ja nigdy nie pytałem.-Odchodzisz od tematu, który sam podjąłeś.. zauważyła zręcznie.Rozgdałeś się czy może zwlekasz bojąc się do czegość przyznać albo się wstydzisz.Jeśli nie chcesz to nie mów, przecież nie naciskam. Ciągła dalej wypowiedz.Zagdałem się, to prawda. Skłamałem po sekundzie i cyba musiała zadrżeć mi powieka bo czułem, że mnie prześwietliła.Przemilczała jednak i chyba ją zaintrygowało nieco czego ja tak bardzo nie chce powiedzieć wprost bo ciągle klucze i klucze. Tak... pomyślałem sobie chce mnie rozgryść, ale na razie musiała słuchać dalej by móc wyciągnąć jakiekowiek wnioski, które mogłby jej podsunąć rozwiązanie zagadki.-Byłem wtedy pewnie wystrzelony, ujarany i pijany w trupa...To było wtedy kiedy poziom mojego egocentryzmu był szalenie wysoki.Miałem w dupie ludzi, przerywałem im w połowie zdania, narzucając własny monolog z gracją biegłego w temacie. A jednak nie potrafiłem nawet kogoś do końca wysłuchać.-Nie jesteś taki-Nie jestem Wi, ale kiedyś taki byłem. Gdzieś pośród lasów obudziłem się, tyle pamiętam, tyle co fragment tej rozmowy. Taaa... rozmawiałem z kierowcą a tym kierowcą była pewna dziewczyna. Koleżanka, dziś nieśmiało mogę rzeć prawie przyjaciółka, albo przyjaciółka. Nie wypowiadam tych słów zbyt często ani zbyt głośno bo zauważyłem, że robiąc tak czar przyjaźni szybko pryskał, przeważnie traciłem takiego "przyjaciela" w ciągu miesiąca.Tak na marginesie Wi prawdziwym przyjacielem nazwę człowieka bądź ludzi na łożu śmierci, kiedy będę wiedział, że jutro ich już nie stracę, bo jutro już się nie obudzę. Przyjaźń to bardzo delikatna tafla lodu tuż przed wiosną. Stąpanie po nim wymaga delikatności i szczęścia.Co sądzisz o przyjaźni Wi?-Tym słowem rzuca się na prawo i lewo do ludzi, którzy są najszczęściej jakimiś jebanymi wyjebami co się uśmiechają a marzą by ci wbić nóż w plecy. To widzę wokół.Dlatego nie używam go i tyle.-A myślisz, że my jesteśmy przyjaciółmi?-nie wiem... odburkła jakbym ją o coś oskarżał.-czas pokaże kto jest kto.. Kilka dni później dotarły do mnie słowa, które wtedy padły. To było jak kubeł lodowatej wody z samego rana. Z prędkością światła, a może szybiej moją wyobraźnie zlały obrazy a każdy z nich ważył tonę albo był jak nóż w plecy od przyjaciela..Spojrzałem na nią przerywając a ona też uśmiechała się pod nosem w ten sam sposób co ja.Byłem nie przygotowany. W mojej krainie fantazji i komfortu padły murymojego zamku a moje buddyjsie podejście wydało mi sę w jednej chwili zwykłą maską i kpiną, poczułem, że dodatkowo sobą gardzę.-gduła, tak... to na pewno albo i tchórz... pomyślała obrzucając mnie tasującym spojrzeniem jakby szukając luki w moim pancerzu osoby odważnej.Nie znalazła nic. -rozumiesz Wi.. zostałem nie pokonany, ale brutalnie zmiażdżony. Doszło do mnie, że nic nie jest pewne, może tylko ciągła niezmienność jest... przerwałem i spojrzałem na nią a ona patrzyła spod łba, groźniebez gniewu jednak. Pomyliłem się, bo była wkurwiona, całkiem mocno i chyba.. chyba sobie przypomniała, że zapomniała, że powinna wylewać łzy i ubolewać nad własnym losem. Doprawdy dziwne to było jej zachowanie.Jakby to nie była ona, jakby to nie była Wi.Patrzyłem na nią z góry i nie dlatego, że byłem od niej o pół głowy wyższy. Po prostu patrzyłem na nią z góry. Tak właśnie tak i właśnie dlatego... jej gorejące lekko brązowe oczy zaczeły bić płomieniami.Chyba właśnie poczuła, że czuję się od niej lepszy, ważniejszy... o to mi przecież chodziło a przyszło mi to z łatwością bo takim typem kiedyś a nawet całkiem niedawno byłem..Wi była bystra jak dziki koń no równinie, którego nie można sobie od tak podejść i osiodłać.Jednym szybkim ruchem ręki zrzuciła moją z jej barku i zerwała się na równe nogi.Spojrzałem na nią, teraz to ona była nade mn