Nie stój! Całuj! - Walentynkowe Story
, wzruszając lekko ramionami.
– To nie istotne na co lecą panienki. Istotne jest to na co ty lecisz…
Fernando nie mógł uwierzyć, że Jacob na serio stara się go poderwać na takie żałosne teksty. Sam nie wiedział czy bardziej go wkurzały czy rozczulały. Wielkie szare oczyska spoglądały na niego błagalnie. Jezu, w co on się pakuje?
– Nawet nie wiesz czy lecę na facetów – stwierdził tak poważnie jak tylko mu się udało. Praktycznie musiał przygryźć wnętrze policzka aby się nie roześmiać na widok zaskoczonej miny jego dręczyciela. Cholernik był przystojny to bez dwóch zdań i normalnie Fernando już lizałby go od stóp do głów w jakimś miłym pokoju. Niestety jednorazowe przygody, nijak nie wchodziły w rachubę, zwłaszcza z kimś kogo miał w perspektywie spotykać w najbliższej przyszłości i to pewnie częściej niż by chciał. A po za tym jego brat pewnie by bluzgał cegłami.
Jacob nie miał zamiaru się zniechęcić. Jeśli gejdar istnieje, to jego nigdy wcześniej nieużywany, właśnie robił nadgodziny. Miał pewność, że Nando chciał tego pocałunku tak samo jak on.
– W tym momencie jestem bardziej niż przekonany, że nie zależy mi abyś leciał na facetów. – Z buńczucznym uśmiechem objął go w pasie i przycisnął do siebie z impetem. Powietrze utknęło im w piersiach. Czy to jednak był rozmach, czy uczucie ich ściśle przylegających do siebie szczupłych ciał, żaden nie śmiał zgadywać. Jacob z trudem nawet mógł sobie przypomnieć o czym mówił. – Jest tylko jeden mężczyzna na którego powinieneś lecieć. Ja!
Ok, może wybuch śmiechu nie był na miejscu, ale Fernando nie zdołał się powstrzymać. Jacob był szurnięty. Słodki, ale walnięty. Na dodatek wydawało się, że w tym momencie urażony. W jego oczach widać było przebłysk bólu, który zniknął szybciej niż się pojawił i Nando w końcu sam nie był pewien czy cokolwiek widział, czy to tylko była zwodnicza gra świateł.
– Sorry, naprawdę sorry… to było… urocze – zawołał, starając się opanować. Złapał też Jacoba za nadgarstek, kiedy ten chciał odejść. Bez zastanowienia zarzucił wyższemu mężczyźnie ramię na szyję, trzymając mocno, nie gotów go puścić, dopóki sam nie był pewien co chciał zrobić.
– Jasne, to faktycznie polepsza sytuacje. – Jacob wymamrotał, krzywiąc się na myśl, że ktoś choćby w jednym zdaniu z nim, użył słowa „uroczy”.
– Kapuję, twardziel taki jak ty…
– Nie o to chodzi!
– Proszę cię, cała ta rozmowa zaczyna być śmieszna. Powinniśmy… – Fernando zdecydował, że niepotrzebnie pozwolił się zatrzymać. Całą siłą, swojej słabej–silnej woli zrobił krok w tył. Stojąc w ramionach Jacoba, nie był w stanie logicznie myśleć. Tylko niepotrzebnie pozwalał rozgorzeć iskierce, tej niedorzecznej nadziei, która nawet po latach rozczarowań, nadal gdzieś przetrwała na dnie jego serca.
Jedyne co powinien – to wiać.
– Masz rację, gadanie nie ma sensu… – Jacob stwierdził poważnie, z niebezpieczną iskrą w oku. – Zdaje się, iż z każdym słowem tylko mieszamy bardziej… – Zdecydowanie ujął Nando za biodra i przyciągnął do siebie. Uwielbiał jak idealnie pasowały do jego wielkich dłoni. Jednym płynnym ruchem wplótł jedną z dłoni w długie, jedwabiste włosy zaskoczonego Fernando i odchylił jego głowę do tyłu, delikatnie trzymając go za kark. – Koniec zbędnej gadaniny!
Scałował zaskoczenie i protest z ust Fernando, o ile to był w ogóle protest. Nie dane mu było się zastanowić. Znane mu bowiem uczucie ciepła i zawrotu głowy, pochłonęło każdy z jego zmysłów. Opanowało go uczucie spokoju. Nie musiał już się obawiać. Choć wcześniej nawet nie wiedział, że się obawiał… całym sobą wiedzia
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora