NIE MA PENELOPY
- Widziałam „Królową Margot”
- I zapamiętałaś?
- Trudno nie zapamietać.
*
- Jak Ci na imię?
- Magda. Dla ciebie Margot. A tobie?
- Czy to ważne?
- Nie.
- Piotr.
- Świetny Piotr.
- Zabawna jesteś
- Ty też.
*
- Będziesz czuły?
- Tak
- Będziesz okrutny?
- Tak.
- Piotr.
- Margot.
- Co?
- Nic.
*
- Przyjdę jeszcze.
- Nie!... Nie wiem.
- Nie chcesz?
- Nie wiem. Nic nie wiem
*
- Chciałabym mieć z tobą dziecko. Nie, nie bój się. Bez ciebie, nawet bez ciebie, ale z tobą.
- Idź już.
- Cześć.
IV
Piotrze,
jak Ty nic nie rozumiesz, jak nie potrafsz pojąć. Jak niesprawiedliwy, okrutny i głupi, tak, życiowo głupi jesteś wtedy, gdy potrzebuję Cię mądrego, dobrego, dorosłego. I męskiego, naprawdę męskiego.
Nawet, gdyby to wszystko, co piszesz, było prawdą, całąprawdąi tylko prawdą, to co?
Przecieżz tego nic nie wynika. Przecieżnie jesteśmy małżeństwem. Nawet jużze sobąnie mieszkamy. Więcej, jak sam mówisz, nie mamy szans na wspólna przyszłość. Spójrz na to od tej strony. Spróbuj zrozumieć mnie. Może chcę, może bardzo pragnę być z Tobą. Może staram się, wbrew wszystkiemu, wierzyć, że to kiedyś będzie możliwe. Ale jest przecieżi TERAZ, to cholerne teraz, to nieskończenie długie teraz. A teraz najważniejsze jest, by nie zwariować.
Zrozum, jak ciężko jest mi patrzyć na Ciebie. Ty, mój niegdyś ideał, z trzęsącymi się rękoma, rozdygotanym głosem, zrozpaczony, przekonany i przekonujący mnie, że wszystko jużprzepadło.
Jestem kobietą, tylko kobietą. Może głupią, może pustą, kłamliwa nawet. Ale taka właśnie jestem. Nigdy nie byłam inna. Ja niczego nie udaję. Jeśli chcę być z Tobą, to jestem. Jeśli nie, to nie jestem. Owszem, mam podły charakter. Bo powinnam się zdobyć na odwagę i powiedzieć Ci prawdę. Ale nie chcę, nie potrafę, a może boję się Ciebie zranić. Raczej chyba siebie – tak, siebie.
Prawda jest bardziej skomplikowana niżkłamstwo. Trudniejsza do powiedzenia. W prawdzie trzeba wyznać własne słabości, przyznać się do tego, żę świadomie postępuje się egoistycznie, bez liczenia się z drugim człowiekiem, że schlebia się własnym słabościom, własnym instynktom, kaprysom. Więcej, domaga się akceptacji dla takiego postępowania. Taka jest prawda.
A przecieżwiem, że to zraniłoby Ciebie. Raniło bardziej, niżwymyślane na poczekaniu kłamstwa. Dlatego kłamałam, dlatego kłamię. Dlatego chyba nadal kłamałabym, gdybyśmy byli razem.
Wiem, że to Cię zabija i dlatego, choć chyba jeszcze Cię kocham, nie wrócę jużdo Ciebie. Zresztą, czy kocham? Tak naprawdętego jużnie wiem. Chyba to, co najbardziej zabija miłość, to poczucie winy wobec osoby, z k†orąjesteśmy związani.
Tego nie wymyśliłam ja. To Twoje słowa.
Twoje słowa... Tak wiele Twoich słów stało się moimi. Tych dobrych, ale przede wszystkim tych złych. Mogę powiedzieć, żer chcąc, czy nie chcąc, ukształtowałeś mnie na swój obraz i podobieństwo. Nie mam o to do Ciebie żalu. Głupio napisane. Ale niech tak zostanie.
Żal. Czasami żal mi tego, że nie wierzę, żebyś kiedykolwiek potrafłmnie zrozumieć... że zaszło tyle rzeczy, tyle nieufności, tyle barier, że przebić się przez nie wydaje się niemożliwe. A przecież w jakiś szalony, wariacki sposób jesteśmy sobie bliscy. Nikt poza Tobąnie jest mi w stanie dać tego, czego chyba naprawdę potrzebuję: szaleństwa, fantazji, nieodpowiedzialności. Gdybyś chciałmnie zrozumieć, przyjąć taką, jaką jestem, ze wszystkimi moimi wadami. Gdybyś potrafłwybaczać, nie to zle słowo, nie wybaczać, po prostu przyjąć do wiadomości, że taka jestem żyć ze mną, byłabym szczęśliwa.
Wierzę, wydaje mi się, że gdybyś i Ty chciałbyć do końca sobą, prawdziwym sobą: zimnym draniem i czułym kochankiem, człowiekiem o którego wierność zabiegałabym i modliła się, a jednocześnie była pewna, że ma, kiedy tylko zechce, inne kobiety, że mnie zdradza, że nawet nie oszukuje, że przychodzi i mówi mi wprost: tak, spałem z nią, była bardzo dobra, pokaż, co ty potrafsz. Oj, potrafłabym, potrafła. Potrafłabym też Cię zdradzać, potrafłabym przychodzić jeszcze mokra od spermy innego mężczyzny mówiąc: chodź, popraw, chodź, pokaż, co potrafsz, A Ty rżnął