Nauczyciel ma zawsze rację! (cz.2/2)
– No i wszystkim wlała liniałem. Takim dużym, co go specjalnie ma.
– A na pewno nie zadała wam? Może zapomnieliście i chcieliście się wyłgać?
– Tato, na pewno! Nie umawialiśmy się. Nasza klasowa lizuska też nie wiedziała, a ona na pewno by się wyrwała do odpowiedzi. Jarka się pytała, mnie się pytała. Nie kłamię.
– Którego Jarka?
– No, Demange. I jeszcze wlała nam kantem. O, jakie mam pręgi!
– Hmm... no dobrze. Podejdź.
O, nie ma to jak ojciec! Tata to jednak tata. Ukoi mnie, a potem da do wiwatu tej geografce! Pójdzie do szkoły i na pewno wszystko powie dyrektorowi!
Z tej radości prawie przestały boleć mnie dłonie, słowa ojca podziałały na mnie jak najlepszy balsam. Ufnie podszedłem do rodziciela... Nie zdążyłem domarzyć obrazów rozprawy z geografką, kiedy, nie wiadomo skąd w ojcowskiej dłoni znaleziony wojskowy pas gwałtownie zetknął się z moją pupą. Delikatna była nad wyraz, dzisiaj jeszcze nietknięta.
– Auu! Za co?! – w moim krzyku było więcej zaskoczenia i bezbrzeżnego zdumienia, niż bólu.
– Za co? A ile razy udało ci się w szkole nie ponieść kary, która się należała?
– Noo...
– Ja ci dam no! – i podstawowe oporządzenie wojskowe ponownie błyskawicznie zderzyło się z miejscem, gdzie moje plecy traciły swą szlachetną nazwę. – Ja ci dam no!
– Aua! Tato, za co?! Ja tylko powiedziałem...
– Za to! Za to, co ci się dotąd upiekło i jeszcze upiecze! I spróbuj jeszcze raz naskarżyć na nauczyciela! A teraz idź się umyj i do obiadu, bo mama pewnie już przygotowała.
Do końca szkoły podstawowej nawet nie spróbowałem naskarżyć. Nie tylko ja. Na drugi dzień nikt w klasie się nie chwalił, co go wczoraj spotkało w domu. Mogłem się tylko domyślać, że odbyły się scenki, podobne jak u mnie. A te nieszczęsne, okupione do tego bólem, niedostateczne oceny poprawiliśmy szybko.