Nauczyciel ma zawsze rację! (cz.2/2)
*W tamtych czasach „dwójka” była oceną niedostateczną. Zwana też, tak jak dzisiaj, „pałą”.
**Po wielu latach spotkałem moją geografkę na ulicy. Poznałem ją, przedstawiłem się z nazwiska i przypomniałem, kim byłem w szkole. Już bardzo mocno starsza pani poznała mnie i ucieszyła się – Zdzisiu, to ty? To naprawdę ty! Ile to już lat minęło?
Minęło ich dużo, około trzydziestu. Nie byłem już tym szkrabem, a jednak pamiętała moje imię. Nie puściła mnie, zaprosiła do domu. Mieszkała niedaleko, niestety już samotnie. Nie śpieszyłem się, więc nie odmówiłem. Przy kawie i pysznym serniku domowej roboty przegadaliśmy ponad godzinę.
Już przy pożegnaniu zawahała się, jakby chciała się jeszcze o coś mnie spytać. Wyraźnie coś ją dręczyło, ale powstrzymywała się. Zachęciłem ją:
– O co chodzi, pani profesor? Śmiało, proszę się pytać, jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi.
– Wiesz... nie wiem, czy pamiętasz, jak całą klasą umówiliście się przeciwko mnie?
– Chodzi o to zadanie domowe z nowego tematu, za które cała klasa dostała od pani liniałem?
– Tak... dlaczego tak wtedy zrobiliście? Czy naprawdę byłam taka zła i niedobra dla was, że mnie wtedy wszyscy próbowaliście okłamać?
Skrzywiłem się, przypomniawszy sobie tamto zdarzenie:
– Pani profesor, nie oszukaliśmy pani. Naprawdę pani zadała do domu powtórzenie kilku ostatnich lekcji z poprzedniego roku, a nie z nowego roku. Pani myślała, że się umówiliśmy, no i poniosło panią. Teraz już minęło, ale wtedy przez długi czas pamiętaliśmy. Zwłaszcza ten liniał. Dostaliśmy za nic.
– O boże! Naprawdę?! Nie umówiliście się?! Jak to dobrze, jak to dobrze... Ojej, przepraszam ciebie i wszystkich, przepraszam! Byłem pewna, że zadałam wam nowy temat, a wy...