My wszyscy, zmartwychwstali...
- Proszę, nie zaczepiaj tego znowu. Nie mam na to ochoty. Zamknijmy porządnie drzwi na wszelki wypadek, jakoś nie ufam do końca tym… stworzeniom. Co mówią w ogóle w telewizji na ten temat?
- To co zawsze: nikt nic nie wie, ale każdy jest ekspertem. A ty coś wiesz? Mówiła ci coś?
- Niewiele. Powiedziała, że po prostu nagle się obudziła w tym w czym była w dniu kiedy… wiesz. Po prostu się obudziła. Nic więcej.
- Mariusz, boję się. To jest tak kurewsko nienormalne, jak tylko może być. Chodzą po ulicach, w większości wyglądają jakby zupełnie nie rozumieli co się stało. A jeśli staną się agresywni?
Wprawdzie jego też nurtowało to pytanie, ale zdecydowanie odrzucał myśli o zombie-apokalipsie jako czymś całkowicie nierealnym. Te istoty były zagubione – owszem, ale nie wyglądały wcale na agresywne. Mimo wszystko wciąż nie mógł się przekonać do nazywania ich ludźmi. Do poranka pozostało ledwie parę godzin, nie będzie się kładł spać – można lepiej spożytkować ten czas. Do roboty jutro nie pójdzie, zresztą cały świat i tak pogrąży się pewnie w kompletnym chaosie na dłuższy czas. Wygląda na to, że światowa populacja nagle gwałtownie się zwiększy. Czy teraz w ogóle będzie można umrzeć? To pytanie, jakkolwiek bezsensu, nagle zaczęło go zastanawiać. Skoro umarli nagle ożyli, to czy w takim razie jest to jakiś stały trend, czy może tylko jednorazowe zdarzenie? Czy ten proces się posuwa? W sumie nie widział ludzi ubranych w starodawne ubrania, jak również nie widział przechadzających się neandertalczyków, czy (o zgrozo!) dinozaurów. To ostatnie wydało mu się nawet zabawne, ale nasunęło kolejne pytanie – czy to zjawisko dotyczy jedynie ludzi, czy może również zwierząt? A może nawet roślin, tylko nikt nie zwraca na to uwagi? Wszystko to wymykało się wszelkiemu logicznemu rozumowaniu. Jednakże jeżeli chodzi o samych ludzi wygląda na to, że ‘budzą się’ jedynie ci, którzy umarli w ciągu kilku ostatnich lat. Czy chodzi o stan rozkładu ciała? Może dusza jest wówczas jakoś związana z ciałem? Oczywiście o ile dusza w ogóle istnieje. Zbyt dużo tych pytań jak na jeden raz – wolałby usiąść i napić się whisky, może to by mu pomogło.
Nieuchronnie zbliżał się poranek. Nikt nie niepokoił ich domu przez noc, a mimo to oczy Ewy i dzieci były zaczerwienione i opuchnięte – nie mogli zasnąć. Ale czy można się im dziwić? Przez noc podjął pewną decyzję, dosyć drastyczną dla swojej rodziny, głównie ze względu na to, że będzie musiał wyjść i zostawić ich samym sobie. Nie, nie wróci do byłej żony – ta myśl napawała go przerażeniem, ale musi wyjść na co najmniej kilka godzin, a w obecnej sytuacji, to tak jakby zostawiał ich na pożarcie tym dziwnie spokojnym istotom, których coraz więcej tłoczyło się na chodnikach między blokami. Łatwo można ich było rozpoznać – ciągle jakby czegoś szukali. Jedno nie dawało Mariuszowi spokoju. Widział to w twarzy każdego z tych stworzeń – pośpiech. Chodzą i szukają, czy to miejsc, czy krewnych, ale chodzą i bezustannie szukają, ogarnięci jakimś nieziemskim uporem. Niby w pełni spokojni, ale jednocześnie w tym poszukiwaniu widać jakąś rozpacz – nie tyle za utraconym życiem, rodziną i znajomymi. To zupełnie nie to. W głowie ciągle szumiały mu słowa ‘zmarłej’ żony: „coś się zbliża”. Oni wszyscy to czuli. On również to czuł. Cała ludzkość to odczuwała od jakiegoś czasu, ale nikt o tym głośno nie mówił, każdy żył jak dawniej. Przecież jak zaczniesz się wyrywać z przemyśleniami, to jeszcze wezmą cię za wariata. Ewentualnie napisz książkę – społecznie akceptowalny zastępnik publicznej psychoterapii.