My wszyscy, zmartwychwstali...
- O sile naszego gatunku stanowiła zdolność odczuwania drobnych, niby nic nie znaczących uczuć. Czy naprawdę chciałbyś z tego zrezygnować?
W jakiś niewiarygodny sposób, każda część, nawet najdrobniejszy fragment tego co zostało z ludzkości, znalazło sobie własne miejsce na świecie. Zamarł cały ruch. Wiatr ustał. Woda przestała falować. Zaobserwowano nawet zanik efektu Coriolisa. Zwierzęta przestały wydawać swoje odgłosy. Wszystko zamarło jakby w oczekiwaniu. Wszystko zdawało się łączyć w jedną całość – istniała jakby jedna wielka wszechistota, która spajała wszystko co istniało, albo raczej zdawało się istnieć.
Nadchodził wieczór, jego wyobrażenie. Napięcie, które dotąd rosło osiągnęło swój zenit. Mariusz, jego ojciec, Ewa, dwaj chłopcy oraz Kasia siedzieli na tarasie obserwując Miasto, które z tej perspektywy zdawało się świetlistą wyspą w morzu czerni. Nagle, jednocześnie spojrzeli w górę, gdzie po cichu jedna za drugą, gasły kolejne konstelacje…