Można inaczej
"Można żyć inaczej".
Długo myślałem. Jak ugryźć temat, by wyrwać się z przeciętności? Nie brać tego co daje nam los, a samemu o to zawalczyć?
Odpowiedź okazała się dość oczywista, ale czy prosta? Wcale. Chodziło o to, aby zacząć robić w życiu to co się lubi i zarabiać na tym. Właśnie tak powstała idea książek w mojej głowie. Uwielbiam pisać i czytać, ale czy jakiś wydawca podziela moje zdanie? Nie koniecznie, ale nie widzę tu powodu do zmartwień. Wiem, że kiedyś ten dzień nastąpi.
Jak już wspomniałem sam, doprowadziłem do swojego zwolnienia, więc możecie zakładać, że skoro tak zrobiłem to dlaczego nie miałem nic innego. Otóż miałem, na oku. Przez jakiś czas jedynym wyjściem z mojego życiowego dołka było wyjechać za granicę i tam się dorobić. Pomysł był dość przyzwoity, ale życie postanowiło sobie ze mnie zażartować, raz jeszcze.
Zesłało na mnie chorobę, dzięki czemu bardzo schudłem i praktycznie mogłem schować się za kijem od miotły. Sprawa dość nieprzyjemna i nie polecam, nawet osobom, które uważają, że utrata dziesięciu kilo w niecały miesiąc, bez wysiłku fizycznego, jest tym czego szukają.
Znam wiele innych przyjemniejszych metod na zrzucenie wagi.
A więc, drugim moim pomysłem była praca w zawodzie który lubiłem. Przez wiele lat jednym z moich większych problemów, było wymyślenie co tak naprawdę lubię robić. Wiedziałem, że jeśli znajdę chociaż jedną taką rzecz i ktoś będzie chciał mi za to płacić, będę najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
Problem jednak pozostawał. Rozesłałem CV na wiele wymarzonych przez siebie stanowisk i czekałem. Czekałem i wciąż nie było odpowiedzi. W końcu znudzony czekaniem, zaniosłem CV osobiście. Muszę wspomnieć, że było to piąte CV które dostarczyłem do jednej z firm na której zależało mi najbardziej.
Poważnie. Piąte, więc skoro na cztery z nich nikt nie odpowiedział dlaczego miałby zrobić to i tym razem?
A co mi tam, pomyślałem sobie. Zaniosłem, położyłem na biurku i czekałem. Nareszcie kiedy już miałem się poddać i iść do firmy produkcyjnej gdzie (i o to się mogę założyć) do końca zniszczyli by moje marzenia, doczekałem się zaproszenia na rozmowę.
Byłem tak szczęśliwy, że nie było mowy o jakiejkolwiek wpadce. W dniu rozmowy poszedłem tam piętnaście minut później i byłem najbardziej wygadanym i czarującym człowiekiem na ziemi, a na pewno moja samoocena podskoczyła kiedy zostałem zaproszony na drugi etap.
Podpisałem umowę wiedząc, że nie będzie łatwo. Nie mówię tu o samej pracy. Ona w tym wszystkim wydawała się najmniejszym problemem.
Największym natomiast okazało się moje doczesne życie. Kilka lat wcześniej miałem wadę wymowy i jąkałem się.
Dosłownie, każde wypowiadane przeze mnie słowo, wychodziło z bólem, bo wstydziłem się tego jak mówię.
Przez długie lata walczyłem sam ze sobą. Wewnętrzna walka jest podobno najtrudniejsza, więc cieszę się, że tę bitwę udało mi się wygrać i teraz jestem wygadany, a niektórzy twierdzą nawet, że mówię za dużo.
Dlaczego tylko bitwę? Bo wiem, że trzeba walczyć z sobą przez całe życie. Chociażby stwierdzenie, że jestem leniem. Zdaje sobie sprawę, że nim jestem i będę to zmieniał. Każdego dnia po troszeczkę i za jakiś czas będę z siebie dumny.
Jak do tego dojdę? W bólu, łzach i być może odrobinie krwi.
Właśnie ta pewność siebie, którą z trudem zdobyłem i wciąż będę o nią walczył, doprowadziła mnie do miejsca gdzie robię coś o co nigdy bym siebie nie podejrzewał. Pracował z ludźmi, doradzał im. To chyba niezły krok z małego wystraszonego chłopca do wciąż niewysokiego, ale za to wygadanego skurczybyka.
Mówi się, że ciężką pracą ludzie się bogacą. Ja uważam trochę inaczej. Od samej pracy bardzo rzadko. Możesz pracować nieprzerwanie przez minimum osiem godzin dziennie, przez większość swojego życia i nie mieć za wiele, ale możesz też prócz samej pracy, zainwestować w siebie. Nie mówię o inwestycji finansowej. Broń Boże żebym namawiał do kredytów, choć czasem jest to nie uniknione, mówię bardziej o inwestycji intelektualnej.