Ratchet & Clank: misja II: Marcadia, cz III
- I co teraz? – Zapytałem Clanka, kręcąc głową. – Przecież nie wiemy nawet, co dokładnie się dzieje. – Powiedziałem to i nagle stanąłem, jakby ktoś wykuł mnie z żelaza. Ojciec Sashy! – Clank! Ojciec Sashy jest teraz jak gdyby pierwszoplanową postacią. – Zacząłem mówić z napięciem w głosie. – Rozumiesz? Prezydent Marcadii!
- Tak, rozumiem, rozumiem. Ale wiesz? Możliwe, że jest w tym dużo z prawdy. – Powiedział robocik, przykładając małą robocią rączkę do „ust”.
- Nom… To co dalej? – Zapytałem. Mój entuzjazm szybko ostygł. Bo, w końcu… Gdzie jest Tata Sashy?
- Musimy znaleźć prezydenta.
- Taa… - Odpowiedziałem ze śmiechem, który jednak zabrzmiał trochę nerwowo. – No… To do roboty. – Odparłem jakby z trudnością. – Mamy duży obszar do obszukania.
- Nie koniecznie.
- Tak?
- Wiadomość z Phoenixa. – Odpowiedział na to Clank i dał mi swój komunikator. Wyglądało to trochę, jakby wyleciał on z jego brzucha, rozrywając blachy. Jednak dla Clanka nic się w prawdzie nie stało. Faktycznie. Jego komunikator był ukryty w nim samym. To było nawet dosyć przydatne.
Na ekranie pojawiła się komandor Sasha. A więc jednak o nas nie zapomniała.
- Jak tam, chłopaki? – Zapytała z przekąsem na powitanie.
- No, nawet nieźle. – Odparłem. Jednak moja mina wskazywała na cos innego, widziałem to po jej twarzy. Nagle się skrzywiła, wyglądała na wystraszoną.
- Czego się dowiedzieliście? – Spytała nagle, wyrywając się do kamerki.
- Że twój ojciec jest w niezłych tarapatach. Wiesz, gdzie może się znajdować? – Zapytał Clank, patrząc na nią rzeczowo, jak zwykle, zresztą.
- Nie… - Odpowiedziała ze smutkiem pani komandor.
- A jego ostatnia pozycja? Gdzie był? – Zapytałem. Miałem nadzieję, że dalej tam jest.
- W białym domu. Podajcie swoją pozycję, postaram się was pokierować. Och, jak dawno nie byłam w domu… - Wyrwało się Sashy z głębi serca. – Jak dawno…
- Tak, domyślam się. – Odparłem. – A co do pozycji… Nie łatwo będzie ją określić… Nie wiem nawet, w jakim mieście jesteśmy, wszystko zrównali tutaj z ziemią.
- Poczekajcie, poszukam was. Znaczy, waszych nadajników. – Odpowiedziała Sasha i zniknęła. Zaraz jednak wróciła smutna. Jeszcze w takim stanie jej nie widziałem. – Stoicie na nim… - Odparła. Na jej policzku pojawiła się malutka łza.