Morrigan: Posłanka Bogów - rozdział II
ować się co się dzieje, potężnym cięciem pozbawiła ich głów. Usłyszała świst ostrza przecinającego powietrze tuż za swoimi plecami ale było już za późno aby mogła uniknąć ciosu. Poczuła zimne ostrze na swojej szyi ale po chwili jej szyderczy śmiech rozległ się złowrogo po całym placu zamkowym. Ostrze nawet nie przecięło skóry bogini. Odwróciła się przodem do napastników i cięła mieczem szybciej od błyskawicy. Przykucnęła i przyglądała się z satysfakcją jak jej ofiary padły na ziemię - kilku nie miało kończyn i paru miało na pół poprzecinane tułowia. Pozostali napastnicy stanęli w miejscu nie wiedząc co czynić i przyglądali się przykucniętej bogini. Maggie uznała, że nic złego już jej nie grozi. Podniosła się, dostojnym krokiem podeszła do leżącej nieopodal tarczy i podniosła ją z ziemi. Wierzchowiec stał spokojnie w miejscu, w którym ognistowłosa bogini zeskoczyła z siodła jakby na nią czekał. Wyostrzony słuch dziewczyny ostrzegł ją przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Uniosła tarczę na wysokość swojej szyi i odwróciła się na pięcie. Tarcza zatrzymała się na szczęce rycerza, w którym Maggie bez trudu rozpoznała wartownika z murów. - Dobrze się bawisz? - zapytała ironicznie. Mężczyzna nie odpowiedział. W powietrzu dał się słyszeć suchy trzask jakby ktoś łamał drzewo. Wartownik wypuścił oręż i rękami złapał się za wypadające, krwawiące zęby. - Su... - zaczął ale nie zdążył dokończyć przekleństwa. Morrigan ostrzem miecza przebiła mu krtań w pół słowa. Strażnik padł martwy u jej stóp. W jego oczach malowało się bezgraniczne zdumienie. Pozostałym rycerzom jakby odeszła chęć do walki z ognistowłosą wojowniczką. Maggie nie kontrolowała swego umysłu ani ciała - miała wrażenie, że ktoś obcy w nim zamieszkał. Podświadomie także wiedziała co ma robić i mówić. - Od tej chwili ja przejmuję ten zamek - ogłosiła wyniośle spoglądając na skonfundowanych obrońców. - Bez mojej zgody nikt nie może wejść ani opuścić placu zamkowego dopóki nie zobaczę się z księciem Jonatanem albo królem Ethelredem. - Ciekawe jak nas powstrzymasz. Jeden z obrońców hardo podniósł głowę. Wśród pozostałych rycerzy rozległy się ledwo słyszalne żarty. W tej samej chwili, jakby na potwierdzenie decyzji bogini ziemia się zatrzęsła, popękała i rozstąpiła w wielu miejscach ukazując piekielne otchłanie. Na oczach obrońców zamku ze szpar powstałych w ziemi zaczęły wychodzić ubrani w żelazne zbroje zastępy wojowników. Obrońcy zaczęli cofać się widząc ich śmiertelnie blade oblicza i nieruchome, jarzące się upiornym blaskiem oczy. - Oni będą pilnować porządku. - Po tych słowach Maggie skierowała swe kroki do bramy prowadzącej do zamku a jej armia szczelnie otoczyła załogę twierdzy. Kruk nagle poderwał się do lotu. Zgromadzeni na ślubie goście, którzy po wypadku odprowadzili rodzinę królewską prawie do komnat i ustawili się w oczekiwaniu pod drzwiami, usłyszeli krzyk przeklętego ptaszydła. Co niektórzy bardziej mściwi mężczyźni mieli zamiar chociaż przegonić kruka gdyby nie udało im się go tym zabić tym razem. Ale czarny posłaniec nie leciał w ich stronę tylko spokojnie siadł na ramieniu ognistowłosej dziewczyny stojącej po drugiej stronie korytarza. Patrzyła przez chwilę na zgromadzonych jakby była zaskoczona ich widokiem. - Opuść to miejsce. Twój podopieczny nie jest tu mile widziany - odezwał się w imieniu zgromadzonych gości jeden z mężczyzn. Dziewczyna po bogactwie jego stroju domyśliła się, że jest on jakąś ważną osobistością w królestwie. - Słyszałam, że teraz w imieniu króla Ethelreda ktoś inny wydaje polecenia. - dziewczyna wolno ruszyła w stronę zgromadzonego kwiatu rycerstwa Youngshire. - Jak śmiesz mi się sprzeciwiać dziewko! - szlachcic poczerwieniał ze złości. Dziewczyna stanęła tuż przed nim. - Rozstąpcie się. Zaśmiał się nerwowo słysząc jej słowa. Kruk siedzący na jej ramieniu zaskrzeczał jakby ostrzegając weselnych gości. Dziewczyna w tym samym momencie położyła dłoń na głowni miecza. - Nie chciałaś po dobroci. To przeklęte ptaszydło udławi